poniedziałek, 30 grudnia 2013

"Ostatnia spowiedź. Tom I" Nina Reichter



Wiem, że dłuugo mnie nie było, ale na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle: szkoła. Co prawda, już od tygodnia ferie, ale po prostu nie miałam weny :/ Dzisiaj powracam z recenzją wspaniałej książki, zapraszam :)



            Ally to młoda, piękna dziewczyna z bogatej rodziny. Niedługo ma rozpocząć studia prawnicze w Lyonie i wraca właśnie z wakacji w rodzinnych Stanach. Jej samolot ma opóźnienie, więc Ally nie zdąża na kolejny samolot i zmuszona jest spędzić noc na lotnisku. Spotyka tam przystojnego Bradina, który dotrzymuje jej towarzystwa i okazuje się, że ma z nią świetny kontakt.  Niestety noc się kończy, a każde z nich musi podążyć w swoją stronę. Jednak na szczęście to nie koniec ich znajomości i oboje nawiązują kontakt na odległość. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Jest tylko pewien problem: Ally nadal uwiązana jest w beznadziejny związek, a na dodatek nie ma pojęcia, że Bradin jest popularnym rockamanem, podbijającym serca tysięcy nastolatek. Czy odnajdzie się w świecie Bradina- okrutnym świecie show-biznesu, gdzie nie ma miejsca na prywatność?
            "Ostatnia spowiedź" to naprawdę wspaniała książka, budząca różne emocje, zarówno te negatywne, jak i pozytywne. Z początku byłam w stosunku do niej raczej sceptyczna- słyszałam dużo pełnych zachwytu opinii, które wspominały jednak, że historia ta powstała na postawie popularnego kiedyś zespołu Tokio Hotel. Osobiście nie znam ich dobrze, pamiętam jedynie, że swego czasu było o nich głośno. Nie były to moje klimaty. Jednak kiedy zaczęłam czytać spróbowałam zapomnieć o tym i po prostu zająć się książką. I się udało! Nie żałuję, bo przyniosła mi wiele emocji i z pewnością długo jej nie zapomnę.
            A skoro już jestem przy emocjach to naprawdę było ich wiele. Niemal nie było sceny, która nie wywołałaby jakichkolwiek emocji. Z każdą stroną co raz bardziej wciągałam się w opowieść, w pewnym momencie nie było już odwrotu. Chwilami nie mogłam usiedzieć na miejscu, gdy targały mną tak skrajne uczucia. Od podniecenia, miłości, rozbawienia do złości, frustracji, smutku i irytacji- często odbywałam tę podróż. Ta książka naprawdę pozytywnie mnie zmęczyła. Śmiałam się, płakałam i zagryzałam zęby. Zdecydowanie za bardzo na mnie oddziaływała.
            Nie mogłam się oderwać! Każda przerwa w czytaniu, była jedynie fizyczna, bo myślami wciąż byłam z Bradinem i Ally. Ich opowieść całkowicie mnie zauroczyła. Chciałam po prostu być na miejscu bohaterów, bo mimo że miewali również złe chwile ich relacje napełniały mnie tak pozytywną energią, że nigdy nie miałam dość. Każda strona tej opowieści nasycona jest czułością, delikatnością i uwielbieniem. Która z nas, dziewczyny, nie chciałaby być tak kochaną? Chyba każda w głębi duszy pragnie właśnie takiego uczucia. Całkowicie spontanicznego, które nie powinno mieć racji bytu, ale mimo wszystko istnieje i ma się niezwykle dobrze. Takiego, które zapewnia nam całkowite bezpieczeństwo, sprawia, że możemy znacznie więcej. Wszyscy mówią, że "miłość uskrzydla", ale nigdy w to nie wierzyłam, aż do teraz.
            "Ostania spowiedź" dała mi mnóstwo pozytywnej energii. Napełniła mnie nadzieją, że marzenia się spełniają, jeśli tylko mocno o nie zawalczymy. Tak naprawdę nie ma przeszkód, których nie można pokonać, potrzebni są jednak odpowiedni ludzie, aby nas do tego przekonać. I o tym przede wszystkim była ta książka. Nie o cukierkowym romansie z pierwszych stron gazet a o skomplikowanych relacjach między bliskimi sobie ludźmi, które są w życiu tak ważne. Opowieść ta pokazuje, że samotnie nie dojdziemy za daleko. Nasza siła tkwi w ludziach, którymi się otaczamy. O dobrym ich doborze. Autorka pokazuje, że jednak mamy władzę nad swoim życiem. Decyzje, które podejmujemy w życiu, nie zawsze są dobre. Często się mylimy, ale to normalne. Nienormalne jest poddanie się, uznanie, że nie mamy nad własnym życiem kontroli. To nieprawda. Powinniśmy walczyć o swoje szczęście i marzenia. Bo możemy.
            Autorka zadbała także o podkład muzyczny. Na stronach książki odnajdziemy we właściwych momentach tytuły piosenek, które według pani Reichter idealnie wkomponują się w Wasz nastrój. "Ostatnia spowiedź" to przecież opowieść o rockmanie, więc muzyki nie mogło zabraknąć. Według mnie to jeden z plusów książki, głównie za inwencję. Nie dość, że autorka zadbała, by historia była sama w sobie wspaniałą przygodą, to dodatkowo zaproponowała czytelnikom odpowiedni nastrój w postaci muzyki. Do tej pory się z tym jeszcze nie spotkałam, ale z pewnością stanowi to ciekawy dodatek do lektury.
            "Ostatnia spowiedź" to klimatyczna opowieść, która z pewnością całkowicie Was pochłonie. Wspaniali bohaterowie pozostaną na długo w Waszej pamięci, bo każdy z nich jest inny i niepowtarzalny, w pełni dopracowany i niepozostający wobec czytelnika obojętnym. Pokochacie ich lub znienawidzicie, to zależy od Was, musicie tylko przeczytać. Naprawdę polecam i z niecierpliwością czekam na kolejny tom.


niedziela, 1 grudnia 2013

Podsumowanie listopada :)

Listopad był dla mnie miesiącem skrajności. Początek miesiąca obfitował w recenzje, a mniej więcej od jego połowy zaczęło się psuć. Przez kilka tygodni nie było już recenzji, za co ogromnie przepraszam, zamierzam to jak najszybciej zmienić. Jak wiecie od jakiegoś czasu zapowiadam już konkurs i wszystko jest już gotowe, ale pojawi się dopiero za tydzień :) Dzisiaj chciałam się jednak pochwalić moim stosem:
Co my tu mamy (od góry):
- "Nieziemska" i "Anielska" Cynthii Hand - obie już czytałam i ogromnie mi się podobały, moja recenzja "Anielskiej" tutaj
- "Anna i pocałunek w Paryżu" Stephanie Perkins - kolejna, przeczytana już przeze mnie książka, zakochałam się przez nią w Paryżu, naprawdę polecam :) moja recenzja tutaj
- "Blask nocy" Andrea Cremer - druga część wciągającej powieści "Blask nocy" (moja recenzja tutaj), którą niedawno miałam okazję czytać
- "Wędrówka przez sen" Josephine  Angelini - druga część "Spętani przez bogów", która ogromnie przypadła mi do gustu - trochę romansu i trochę mitologii :)
- "Przez ciebie" Emily Hainsworth - jeszcze nie czytałam, ale już się nie mogę doczekać. Ktoś z Was czytał? :)
- "Lolita" Vladimir Nabokov - trochę kontrowersyjna klasyka, czyli to, co przyciąga mnie najbardziej
- "Duma i uprzedzenie" Jane Austen - mam wrażenie, że czytał ją każdy za wyjątkiem mnie, więc muszę to jak najszybciej zmienić :)

Jak widać ten stos został prawie w całości opanowany przez różnego rodzaju romanse, na swoją obronę mam jedynie fakt, że pomiędzy ambitniejszymi książkami muszę mieć coś "lżejszego" jako przerywnik. A wyznaję zasadę, że dobry romans nie jest zły :) Poza tym w tym miesiącu udało mi się przeczytać kolejną książek z listy 100 książek BBC - był to "Wielki Gatsby" F. Scotta Fitzgeralda. Mam nadzieję, że już wkrótce pojawi się recenzja.
Na dzisiaj to tyle, miłego czytania!

niedziela, 17 listopada 2013

"Świat według reportera. USA." Piotr Kraśko

            Piotr Kraśko to znany wszystkim prezenter i dziennikarz telewizyjny. Jest on autorem wielu książek dotyczących konkretnych wydarzeń ze świata lub kraju, a także jego podróży. Seria "Świat według reportera" to seria książek (książeczek) stanowiących zapis jego wizyt na różnych kontynentach.
            Wcześniej użyłam słowa "książeczki" a to z powodu ich niewielkiej objętości - format raczej kieszonkowy, nie przekraczają stu stron. Jak dla mnie to ogromny minus, choć dla osób, które nie lubią się zaczytywać może to być znaczne ułatwienie. Nie do końca można to także nazwać książką podróżniczą. Jest to raczej zapis anegdot i ciekawostek, o tyle ciekawszych od tych, które można znaleźć w internecie, że opisuje je chwilami dość subiektywnie, na bazie własnych doświadczeń a nie suchych faktów. Dowodzi to, że traktuje swój zawód bardzo poważnie, bo bycie dziennikarzem to nie tylko pisanie reportaży, wywiadów, czy uśmiechanie się do kamer, jak to niektórzy uważają. Dziennikarstwo to raczej sposób na życie. Jeśli chcesz być w tym naprawdę dobry musisz dać z siebie wszystko.
            Myślę, że tak właśnie robi Kraśko. Dużo podróżuje i swoje wiadomości wzbogaca realną wiedzą i świadomością. Poznaje miejsca i ludzi, prawdy szuka u źródeł. Rozmawia z ludźmi bezpośrednio zaangażowanymi w sprawy, poznaje ich sposób widzenia problemów. Z powyższej książki dowiedziałam się wiele na temat Stanów Zjednoczonych, choć to raczej zbyt szerokie określenie, bo pan Piotr jedynie "muska" ten rozległy temat. Podczas czytania książki miałam okazję poznać trochę bliżej mentalność mieszkańców Teksasu, dowiedzieć się kilka cennych rzeczy na temat więzienia w Guantanamo, historii voodoo i katastrofie w Nowym Orleanie.
            W pewien sposób użyte na okładce stwierdzenie, że dzięki tej książce poznacie "Amerykę, jakiej nie znajdziecie w przewodnikach" jest prawdziwe. Bo to po prostu nie jest przewodnik. Jak juz mówiłam to zbiór jego myśli i odczuć na temat tego miejsca. To także duża dawka historii. Dziennikarz przytacza wiele faktów historycznych, przywołuje ciekawostki o kilku prezydentach USA, zaznajamia nas z historią voodoo i wprowadza nas w postęp prac przy budowie ogromnego pomnika Szalonego Konia. Dowiecie się także o mało znanym wkładzie Indian w wynik wojny secesyjnej, ranczu George'a Busha w Teksasie i usługach jakie oferują rządowe samoloty i Secret Service. Poznacie także Megan - dobrze trzymającą się staruszkę, które świetnie radzi sobie z rewolwerem i nie stroni od szczerych rozmów.
            Ogólnie rzecz biorąc, "ŚwR. USA" to nie kompletny niewypał, ale też nie do końca to, czego się spodziewałam. Jednak zawód spotkał mnie gdy zobaczyłam zamieszczone w powyższej pozycji zdjęcia. To bardzo obniżyło moją ocenę - żadne zdjęcie nie było zrobione przez ekipę Piotra Kraśki, a już tym bardziej przez niego samego. Czasami miałam wręcz wrażenie, że niektóre z nich mogłabym znaleźć w internecie. Może nie jest to książka podróżnicza, ale myślę, że zdjęcia byłyby dowodem jego autentycznego uczestnictwa w opisanych wydarzeniach. Tutaj jednak zamieszczone zdjęcia odebrałam raczej jako sposób na sztuczne zapełnienie stron, bo gdyby odjąć od tych 94 strony ze zdjęciami wyszłoby tego naprawdę niewiele.

            Pomijając ten niefortunny aspekt, przyznaję, że to godna uwagi pozycja. Raczej dla osób chcących mieć nie tylko wiadomości turystyczne o kraju, ale także znać kilka ciekawostek i mieć pojęcie o jego historii. W tym celu ta książka sprawdza się naprawdę dobrze. Myślę, że łatwo byłoby się domyślić, że autorem książki jest mężczyzna. W przeciwieństwie do książek pisanych przez kobiety nie jest to zapis ich przeżyć z wizyty w danym kraju a zbiór faktów i ciekawostek - typowe, praktyczne, męskie podejście do tematu. Aspektem, który z pewnością przyciąga jest cena, w przeciwieństwie do większości książek na rynku, których jest często bardzo wysoka, tutaj mamy przystępną kwotę, która, moim zdaniem, idealnie oddaje rzeczywistą wartość pozycji.

I jeszcze małe ogłoszenie parafialne: jak widać w tym tygodniu tylko jedna recenzja, a to dlatego, że w szkole zwariowali, w tym tygodniu mam dwie olimpiady i cały weekend spędziłam w książkach :/ Jak wiecie, zapowiedziałam konkurs, kiedy liczba wyświetleń osiągnie 1000 wejść. Mam nadzieję, że stanie się to już w tym tygodniu, ale konkurs rozpocznie się dopiero za tydzień. 
To chyba tyle na dziś, pozdrawiam serdecznie! :)

poniedziałek, 11 listopada 2013

"Portrety ze słów" Sergiusz Torwan

            Poznajcie Zenka, Anielę, Aleksandra, Maksa, profesora Mitryngę i bezimiennego funkcjonariusza SB. Zenek jest bezdomnym inteligentem. Jego życie toczy się gdzieś na peryferiach cywilizowanego świata, wśród znalezionego w śmietnikach jedzenia i książek. Jest także Aniela, stara panna, która nie może zrozumieć, dlaczego ludzie wyrzucają naprawdę przydatne rzeczy. Zbiera je więc, bo może kiedyś się przydadzą, tak jak worek z pieniędzmi, pozostawiony przez nią na "później". Aleksander to stary wilk morski, na zmianę bohater i zdrajca Związku Radzieckiego.  Maks planuje ostatni napad, marzy mu się emerytura. Mitrynga to profesor o dwóch twarzach, weteran walk polsko-ukraińskich i ceniony mędrzec, który musi zmierzyć się ze swoją przeszłością. Aż w końcu szpicel z II wojny światowej, przed którym nie ma już żadnej przeszłości.
            "Portrety ze słów" to zbiór sześciu opowieści. Sergiusz Torwan prezentuje nam tutaj galerię sugestywnych postaci. Autor kreuje każdą z nich z niezwykłym pietyzmem, nic nie jest u niego przypadkowe. Umiejętnie posługuje się sarkazmem i cynizmem. W niektórych momentach powściąga emocje, aby skupić naszą uwagę. Nie wchodzi w bezpośrednie reakcje z bohaterami, traktuje ich chłodno, z odległości studiuje zachowania i ocenia. Z rzadka wplata swoje cyniczne komentarze, jednak w większości przypadków to nam pozostawia rolę komentatorów. Zmusza nas do oceny postaci i niczego nam nie ułatwia.
            Pokazuje nam, jak trudna potrafi być walka z przeszłością, że czasem po prostu nie możemy od niej uciec. Nieważne jak szybko byśmy uciekali i jak starannie zacierali swoje ślady i tak prędzej, czy później nas dopadnie. I nie będzie pytać o ostatnie życzenia, a tym bardziej o jakiekolwiek wytłumaczenia. Każdy z nas jest kowalem własnego losu i całkowicie za niego odpowiada. Musimy mieć świadomość, że wszystko, co zrobimy będzie zapamiętane, a niektórzy ludzie potrafią niezwykle długo chować urazę.
            Autor obraca się tu także w czasach powojennych i pokomunistycznych, kiedy nie wszystkie grzechy zostały jeszcze odpuszczone. Dawne krzywdy nie zostały wybaczone, a uprzedzenia- zapomniane. Niektórych rzeczy nie da się odkręcić i po prostu o nich zapomnieć. Tak samo jak nie można ukryć niektórych cech charakteru i całkowicie porzucić dawnych przyzwyczajeń. Możemy próbować ją ukryć, ale prędzej czy później wyjdzie na wierzch i zniszczy cały nasz skrzętnie przygotowywany kamuflaż. W pewnym momencie życia z niektórych ludzi uwalnia się dawna bestia. Przez wiele lat uśpiona, ale wciąż czujna, czekała na chwilę, by znów się uaktywnić. Mam wrażenie, że autor chce nam udowodnić, że ludzie tak naprawdę nie mogą się zmienić. Możemy próbować; udawać kogoś, kim nie jesteśmy, ale tak naprawdę na dłuższą metę nie możemy oszukać samych siebie.

            Myślę, że to jest właśnie głównym, dość pesymistycznym, przesłaniem Sergiusza Torwana: że ludzie nie mogą się zmienić. Powoli, jednak konsekwentnie, odbiera nam jakiekolwiek wątpliwości. Ukazuje przed nami prawdziwą naturę człowieka. Istoty egoistycznej, zawistnej, pamiętliwe i żądnej zemsty. Autor ostro krytykuje także tych, którzy darowali sobie życie. Przestali się starać, już nie żyją, a wegetują. Potępia ludzkie wady, jednak zdaje sobie sprawę, że tacy już po prostu jesteśmy. Niedoskonali.

niedziela, 10 listopada 2013

"BZRK" Michael Grant

            Wraz z rozwojem nanotechnologii zaczynają pojawiać się różne pomysły na jej wykorzystywanie. Są tacy, którzy chcą ją wykorzystać, by na świecie nie było wojen, zazdrości i nienawiści. Według nich cała populacja miałaby być jednym wielkim organizmem. By to osiągnąć, chcą manipulować ludzkimi umysłami, zabrać im wolną wolę. Są też tacy, którzy chcą bronić wolności. Te dwie grupy walczą o dominację nad technologią. Jednak nie jest to typowa walka, bo toczy się ona w nas. Bezpośrednio w naszym mózgu. Ofiarami stają się zwykli ludzie, mający posłużyć jedynie za pola bitew. Gdy w wyniku manipulacji ginie Grey McLure i jego syn - właściciel i następca firmy dysponującej nanotechnologią, Sadie McLure staje się ostatnią spadkobierczynią fortuny. Noah jest niczym niewyróżniającym się nastolatkiem, z ubogiej londyńskiej rodziny. Jego starszy brat w dziwnych okolicznościach trafił do zakładu psychiatrycznego. Oboje trafiają do tajnej organizacji BZRK, która próbuje powstrzymać dążenia do opanowania umysłów ludzi. Oboje będą musieli poświęcić swoje życie, by osiągnąć cel. Razem zawalczą o wolność i zemstę. Czy uda im się zachować zdrowy rozsądek nawet w ciemnych i przerażających czeluściach bebechów?
            "BZRK" to książka z pewnością nietypowa. Jest pełna mroku i akcji, nie pozwala o sobie zapomnieć. Brałam się za nią raczej z niechęcią, bo to w sumie nie mój ulubiony gatunek, ale w trakcie mnie do siebie przekonała. Wprost nie mogłam sie oderwać. Jednak czasami miałam ochotę odwrócić wzrok.
            Ta książka z pewnością nie jest przeznaczona dla ludzi o słabych nerwach. Pełno w niej scen dość drastycznych. Grant zabiera nas tu bowiem na pole bitwy. I to nie byle jakie, bo do bebechów. Czyli do naszego wnętrza. Często występujące opisy naszych narządów, mogą być nie lada gratką dla fanów biologii. Choć i laicy, jak na przykład ja, będą zaciekawieni. Bo widok ludzkich oczu, uszu, mózgu, czy skóry z poziomu pyłku kurzu jest po prostu fascynujący. Tę fascynację mogłam także wyczuć u pisarza. Były to opisy osoby, którą te sprawy naprawdę interesują. Jego entuzjazm udzielał się także mnie, dlatego na każdą wizytę we wnętrznościach czekałam z niecierpliwością. Jednak jak już mówiłam, czasami nie były to przyjemne opisy. Czasami były to widoki nużeńców, roztoczy i gigantycznych rozmiarów pcheł. Brr. Ale drastycznych scen nie brakowało także poza bebechami. Te były chyba nawet bardziej sugestywne i odrażające. Sceny topiących się ciał, odcinanych kończyn, czy krwawych strzelanin były tu dość częstym widokiem.
            Nie lubicie takich klimatów? Nie zrażajcie się, ja też nie jestem ich fanką, a mimo wszystko ta książka przypadła mi do gustu. Bo mimo wszystko głównym elementem nie były walki i strzelaniny. "BZRK" to oprócz tego książka pełna pytań i niekonwencjonalnych odpowiedzi. Pytań o wolność, o sposoby dążenia do niej, o granice naszej moralności. Bohaterowie zadawali je sobie, a każde z nich dawało nam inną odpowiedź. Jedni uważali, że wolność jest wartością nadrzędną i warto dla niej zrobić wszystko. Nie zawahali się zabić, kiedy mieli taką możliwość. Z zimną krwią unosili pistolet i po prostu strzelali. Wiele ludzkich żyć nie miało dla nich większego znaczenia, byli po prostu kolejnym krokiem w drodze ku wygranej. Innym zabijanie nie przychodziło z taką łatwością. Często przed każdą akcją musieli stoczyć nawet trudniejszą walkę- z samymi sobą. Czy mieli prawo, by decydować o czyimś życiu; oceniać, kiedy sami nie byli idealni?
            "BZRK" jest także pełne cynizmu i ironii. Bohaterowie są niezwykle wyraziści, a ich kwestie często powodowały mój uśmiech. Potrafili zawalczyć o swoje i nie pozwalali sobą manipulować. Mieli swoje dziwactwa i odchyły, ale także dumę i własne cele. To wszystko składało się na ich barwne charaktery, które z fascynacją odkrywałam. Zmieniali się na moich oczach i teraz wielu z nich mogę przyporządkować konkretne cechy. Znam ich bardzo dobrze, ale wiem, że nadal mogą mnie czymś zaskoczyć.

            I z pewnością to zrobią. Dlatego nie mogę się już doczekać kolejnej części. Wprost uwielbiam ten wzrost adrenaliny przy każdym zwrocie akcji; każde skrzywienie przy kolejnym morderstwie i burzę mózgów, kiedy szukam dobrego rozwiązania. "BZRK" zdecydowanie polecam i ostrzegam: naprawdę wciąga.

niedziela, 3 listopada 2013

Akcja Zaksiążkuj nazwę bloga! i zapowiedź konkursu :)

Zaksiążkuj nazwę bloga! to blogowa akcja, która jakiś czas temu pojawiła się w blogosferze. Zaciekawiła mnie więc biorę się za księgowanie. TAG: Zaksiążkuj nazwę bloga!
Zasady:
Dobierz książkę do każdej litery nazwy twojego bloga. Jaką? Taką, która zapadła ci w pamięć, ulubioną, znienawidzoną, co tylko przyjdzie ci do głowy.
Nazwa mojego bloga: Restless soul
No to do dzieła! :)

R Raven's Gate - "Krucze wrota" niezwykle wciągająca opowieść, którą czytałam już bardzo dawno, ale mam ochotę niedługo odświeżyć. Polecam!
E Enklawa - postapokaliptyczny thriller, zapadła mi w pamięć, a wkrótce wezmę się za drugą część: "Patrol"
S Szeptem - powieść młodzieżowa z wątkiem kryminalnym, wciągająca i zaskakująca, moja recenzja tutaj
T The Fault in Our Stars - moja naj, naj, naj <3 nikomu już jej chyba nie trzeba przedstawiać, po prostu cudowna! moja recenzja tutaj
L Legenda - seria, którą bardzo chcę przeczytać; pierwsza część, "Rebeliant" pojawiła się w moim październikowym stosie, co oznacza, że niedługo będę mogła ją przeczytać
E Ever pierwsza część serii, którą czytałam już dość dawno temu, niedługo przeczytam trzecią część :)
S Shatter me - "Dotyk Julii" była pierwsza i to nawet dwa razy: pierwsza recenzja, jaka pojawiła się na tym blogu i jedna z pierwszych, jakie przeczytałam w całości po angielsku
S Shiver - "Drżenie" nie mogłam jej pominąć, jedna z moich najukochańszych, ale co dziwne nie mam jej w swojej biblioteczce, ani nie czytałam jej kontynuacji, tę czytałam już około trzech razy. Muszę to zmienić!

S Saga księżycowa - (zdecydowanie za dużo tych "s" :)) na razie przeczytałam jedynie część pierwszą, ale wkrótce biorę się za kolejną, już wiem, że będzie dobra, recenzja "Cinder" tutaj
O Olśnienie - kiedyś bardzo chciałam ją przeczytać, zachwyciła mnie opisem, okładką... a potem ją przeczytałam i czar prysł :/ a szkoda
U Ulisses More - seria książek, którymi zaczytywałam się jeszcze jakieś 4/5 lat temu, dobrze je wspominam 
L Lustrzane odbicie - książka, która czeka na mojej półce już od dłuższego czasu, ponieważ jest zbyt długa jak na rok szkolny, od autorki "Żony podróżnika w czasie" (recenzja tutaj) -książki, którą naprawdę pokochałam :)

To by było na tyle w tym tygodniu, niestety. Czas wracać do szarej rzeczywistości. Ale zanim to nastąpi chciałam Wam przekazać, że gdy dobijemy do 1000 wyświetleń, odbędzie się konkurs! Jeszcze nie wiem, co będzie nagrodą, ale z pewnością będzie to jakaś ciekawa książka z mojej biblioteczki :) A więc do dzieła i do zobaczenia za tydzień!


"Anna i pocałunek w Paryżu" Stephanie Perkins

            Anna jest typową nastolatką - ma najlepszą przyjaciółkę Bridge, fajną pracę i przystojnego chłopaka na oku. Nietypowe jest jednak to, że jej ojcem jest sławny James Ashley - poczytny autor rzewnych powieści dla kobiet, sprzedawanych w milionach egzemplarzy. Anna nie darzy go wielką sympatią, ale to jeszcze nic gdy ten postanawia wysłać córkę na rok do Paryża. Samą. Dziewczyna wcale nie cieszy się na wyjazd do najromantyczniejszego miasta na świecie i już nie może doczekać się końca roku szkolnego, kiedy jej "kara" się skończy. W Amerykańskiej Szkole w Paryżu poznaje jednak grupę przyjaciół, wśród których jest St. Clair - przystojny, brytyjsko-paryski chłopak, w którym podkochuje się cała szkoła. Jest tylko jeden problem. Jest zajęty. Anna, nie chcąc stracić przyjaciół, walczy z kiełkującym uczuciem, ale nie jest to takie proste. Czy dziewczyna podda się przyciąganiu i doczeka się wymarzonego pocałunku?
            Długo zwlekałam z tą książką, zniechęcona różnymi opiniami. Czekała na mnie już od maja i w końcu postanowiłam mieć ją za sobą. Jak wielkie spotkało mnie zaskoczenie, możecie się zaraz przekonać. W moim odczuciu nie była to kolejna rzewna opowiastka dla nastolatków, a naprawdę godna polecenia powieść. Muszę jednak przyznać, że z początku nie byłam na jej punkcie tak pozytywnie nastawiona. Mój stosunek do niej zmieniał się podobnie jak Anny do Paryża. Z początku broniłam się jak mogłam, potem żałowałam, że to już koniec. Bo kto normalny nie chciałby mieszkać w Paryżu?!
            W ogromnym, pięknym, tajemniczym i romantycznym Paryżu. Mieście miłości. Gdzie wszystko się może zdarzyć, a marzenia się spełniają. Nadal mam wrażenie, że brałam w tym udział. Że rok szkoły spędziłam w tym cudownym mieście. Często zdarza mi się zapominać, że nie doświadczyłam tego na własnej skórze. Przeżycie było tak autentyczne, że całkowicie się w nim zatraciłam. Straciłam rachubę czasu i zdecydowanie za szybko skończyłam czytać. Perkins zabrała mnie w niezapomnianą podróż ulicami Paryża. Zabrała mnie do maleńkich kin w Dzielnicy Łacińskiej, na spacer po Ogrodach Luksemburskich, na zwiedzanie Panteonu (wytłumaczyła mi, co to naprawdę jest) i wspięła się ze mną na szczyt Notre Dame. Zaprosiła mnie na kolację do małych kawiarenek i poczęstowała tradycyjnym francuskim jedzeniem. Było pysznie! Zawdzięczam jej jedno: teraz naprawdę chcę tam jechać.
            Ale także przez nią mam bardzo wygórowane oczekiwania, co do tego co lub kogo tam spotkam. Bo teraz liczę na Etienna! Słodkiego, pewnego siebie, zabawnego i przystojnego Etienna. A co jeśli go  nie spotkam? Nieładnie, pani Perkins, tak rozkochiwać w nim czytelniczki, a potem nam go odbierać i sprawiać, że nie możemy do niego nawet nikogo porównać. Autorka wspaniale wykreowała wszystkie postaci, tak że teraz mam wrażenie że ich też osobiście poznałam. Skończyłam z nimi przygodę, ale nadal tęsknię za żartami Josha, nieśmiałą bliskością Rashmi i chocolat chaud  Mer. Tęsknię za nimi wszystkimi. najbardziej jednak brakuje mi ich poczucia humoru. Szczerze mówiąc, chyba nigdy nie czytałam takiej książki jak ta. Zdarzało mi się wybuchać niekontrolowanym śmiechem w niespodziewanych sytuacjach, robić dziwne miny do postaci i śmiać się z nimi w głos. Ta książka pełna jest ich inteligentnych i śmiesznych dialogów i długo nie daje o sobie zapomnieć.
            Ale nie jest to jedynie lekka lektura na jedno popołudnie. Oprócz chwil śmiechu są także chwile smutku i refleksji. Nad naszymi zachowaniami i decyzjami, których często żałujemy i których się wstydzimy. Bohaterowie nie byli jedynie roześmianymi, beztroskimi nastolatkami. Każde z nich miało swoje wady i dokonywało złych wyborów. Ale również to według mnie jest zaleta tej książki. Bohaterowie nie są jednowymiarowi i zdecydowanie nie są idealni.

            Czy mówiłam juz jak bardzo kocham tę książkę? Po przeczytaniu ostatniego zdania miałam już ochotę wrócić do pierwszego. Zacząć jeszcze raz. Przeżyć to jeszcze raz. Na razie jednak tego nie robię a próbuję Was przekonać do pierwszego. Możecie być pewni, że tego nie pożałujecie. Przy okazji nauczycie się kilku przydatnych słówek, czyli bardzo przyjemne z pożytecznym. Chcecie zobaczyć Paryż, ale nie bardzo macie czas i środki? Nic prostszego! Po prostu sięgnijcie po tę książkę.

sobota, 2 listopada 2013

Podsumowanie października

Jak ten czas szybko leci! Dopiero co zaczynał się rok szkolny, a tu już mamy listopad. Niestety na razie mam mało czasu na czytanie, więc i mniej dzieje się na blogu, za co przepraszam. W zeszłym tygodniu byłam tak zaaferowana Targami Książki, że na blogu nie było nic. Przygotowałam nawet post, ale nie było kiedy go wstawić. Zrobię to jeszcze dzisiaj lub jutro.
Wracając do Targów: atmosfera była naprawdę czadowa. Udało mi się kupić kilka ciekawych książek w naprawdę okazyjnych cenach i wymienić wiele książek. Umiejscowienie targów było zdecydowanie gorsze, było ciasno, duszno i gorąco. Wracając do pozytywów, oto, co udało mi się zebrać w tym miesiącu:

Po prawej, czyli książki z wymiany "Drugie życie książki" całkowicie przypadkowe wybory, więc nie wiem nawet co o nich powiedzieć. Zobaczymy, jak przeczytamy :) :
- "The shell seekers" Rosamunde Pilcher
- "The cradle will fall" Mary Higgins Clark
- "The other side of the story" Marian Keyes
- "Shade" Neil Jordan

Po lewej, czyli moje nowiusieńkie perełki (większość):
- "Dowód" Eben Alexander - niedawno zrobiła trochę zamieszania wśród czytelników, teraz ja będę miała okazję zobaczyć o co chodzi
- "Beta" Rachel Cohn - już od dawna miałam na nią ochotę, na Targach kupiłam o 50% taniej :)
- "Michael Vey. Więzień celi 25"Richard Paul Evans - podobno coś dla fanów "Gone", sprawdzimy!
- "Gorączka 1" Dee Shulman - niedawno premiera, zobaczę czy warto :)
- "Niewidzialny most" Julie Orringer - bardzo pozytywnie przyjęta przez jej czytelników, już nie mogę się doczekać, kiedy ją przeczytam!
- "Czas żniw" Samantha Shannon - świeżutka i piękna, jakiś czas temu zaciekawiła mnie i stwierdziłam, że muszę ją mieć
- "Woda dla słoni" Sara Gruen - oglądałam film a teraz, niestety w złej kolejności, pora na książkę, ciekawi mnie jak wypadnie przy tym wspaniałym filmie
- "Kiedy byłeś mój" Rebecca Serle - każda dziewczyna ma czasami ochotę na jakiś romans, ja też i mam nadzieję, że ten będzie naprawdę dobry
- "Gdy nadejdzie czas" Susanne Colosanti - typowa młodzieżówka, ale mam nadzieję, że nie zawiedzie mnie całkowicie
- "Trafny wybór" J. K. Rowling - autorki nie trzeba nikomu przedstawiać, mam ochotę zobaczyć, co też ma dla nas po "Harrym"
- "Legenda. Rebeliant." Marie Lu - nie macie pojęcia jak bardzo chciałam ją przeczytać, w końcu mam ją u siebie :)

To by było na tyle dziś. Jutro powrócę z jakąś recenzją, bo dawno już ich tu nie było. Do napisania!

niedziela, 20 października 2013

"Książę mgły" Carlos Ruiz Zafon

            Jest rok 1943. Na wschodzie i w centrum Europy trwa zaciekła wojna. Maximilian Carver postanawia przenieść się razem z rodziną z dala od niej do cichego miasteczka nad Atlantykiem. Z żoną i trojgiem dzieci: Maxem, Alicją i Iriną wprowadzają się do starego domu przy plaży, wcześniej zamieszkiwanego przez rodzinę Fleischmannów, których dziewięcioletni syn Jacob utonął w morzu. Od samego przyjazdu Max zaczyna zauważać dziwne rzeczy, dziejące się w miasteczku. Zegar na dworcu działa w przeciwną stronę, a w ogrodzie za domem chłopiec odnajduje tajemnicze posągi. Dzieci poznają kilkunastoletniego Rolanda, który opowiada im o miasteczku i wraku statku z końca pierwszej wojny, który w dziwnych okolicznościach rozbił się na skałach urwiska. Poznają także dziadka chłopca - Victora Kraya. Od niego dowiedzą się o Księciu Mgły - potężnym czarowniku, zdolnym spełniać marzenia i prośby, ale oczekującym w zamian bardzo wiele. Niedługo dzieci przekonają się, że legenda ma dużo z prawdy, a im wszystkim grozi ogromne niebezpieczeństwo. Czy uda im się pokonać Księcia Mgły?
            Po raz pierwszy z prozą Carlosa Ruiz Zafona spotkałam się podczas czytania powieści "Cień wiatru". Było to już ponad rok temu, więc postanowiłam sprawdzić czy nie była to jedynie naiwna ocena., jeszcze mało doświadczonego czytelnika. Nie miałam pod ręką wspomnianej książki sięgnęłam więc po "Księcia mgły". Rozkręcało się powoli i byłam już bliska odłożenia, ale w pewnym momencie autor trafił w jakiś mój czuły, czytelniczy punkt i w końcu mnie wciągnęło. Choć muszę przyznać, że oczekiwałam więcej, nie zawiodłam się mimo wszystko.
            "Książę mgły" to powieść dla młodszej młodzieży, jednak i ja dobrze się z nią bawiłam. Widać, że jest to powieść pisana przez dość młodego pisarza (miał wtedy koło 30 lat), bo przeplatają się w niej wyraźnie wątki sensacyjne. Wspomniany wcześniej "Cień wiatru" to bardziej dojrzała i refleksyjna powieść. "Książę mgły" to duża dawka akcji i emocji, szczególnie w końcowej części. Spowita jest jakby we mgle tajemnicy i mroku. W każdym zakamarku da się wyczuć złowieszczą obecność Księcia Mgły, który czyha, będąc niewidocznym, ale stale obecnym na skraju naszej świadomości.
            Jak już mówiłam, ta powieść utrzymana jest w innym stylu niż pozostałe książki autora, jednak nadal ma w sobie to coś, co przyciąga mnie za każdym razem. Z pewnością ważnym aspektem zawsze jest tajemnica. Czasami większa, czasami mniejsza. Autor zawsze wie, co powiedzieć bym nie mogła oderwać się od jego książek. W odpowiednim momencie następują zwroty akcji, w taki sposób że nigdy się nie nudzę, ale też nie buzuję od nadmiaru akcji. Świetnie oddaje to charakter małej mieściny, w której głównie mają miejsce wydarzenia. Senne nadmorskie miasteczko, wypełnione zapachem saletry. Tak samo jest w powieści niby sennie i melancholijnie, ale wciąż mamy świadomość, że ta saletra może zwiastować jakiś rychły wybuch.
            Mimo, że jak już mówiłam jest to książka raczej dla młodszych czytelników, nie brak w niej scen raczej nie występujących w bajkach. W przeciwieństwie do nich, "Książę mgły" nie kończy się happy end'em, gdzie wszyscy żyją długo i szczęśliwie. To zakończenie daje trochę więcej do myślenia i przypomina nam, że niektórych spraw nie da się zmienić, a nasze przeznaczenie i tak nas dopadnie, czy byśmy tego chcieli, czy nie.

            W sumie nie wiem komu polecić taką książkę. Jest raczej uniwersalna i z pewnością spodoba się każdemu. Serdecznie polecam.

sobota, 19 października 2013

"Odmieniec" Philippa Gregory

            Siedemnastoletnia Izolda zostaje zamknięta w klasztorze, aby nie mogła dochodzić swoich praw do spadku po zmarłym ojcu. Kiedy zakonnice, nad którymi sprawuje pieczę  jako przełożona, zaczynają lunatykować i zdradzać oznaki obłędu, do opactwa Lucretili przybywa młody nowicjusz Luca Vero, by na polecenie samego papieża wyjaśnić sprawę. Luca i Izolda, zmuszeni stawić czoło największym lękom świata średniowiecznego - czarnej magii, wilkołakom, szaleństwu - rozpoczynają poszukiwania prawdy i swojego przeznaczenia.
            Zwykle nie przepadam za powieściami, których akcja ma miejsce w średniowieczu. Zawsze kojarzyło mi się z nadętymi mężczyznami i fanatyczną religijnością. Philippa Gregory zmieniła jednak mój stosunek do tego okresu. "Odmieniec" to wbrew temu, co oczekiwałam, naprawdę wciągająca i ciekawa lektura, o której można powiedzieć wiele, ale nie to, że była nudna.
            Myślę, że dużo wpływ na to mieli bohaterowie, którzy wiekiem byli zbliżeni do mnie. Ich życie znacznie odbiegało od mojego, jednak łatwiej było mi się z nimi identyfikować, niż gdyby byli osobami dorosłymi. Jednak często się tak zachowywali. Oboje zajmowali ważne stanowiska w kościele, przez co często musieli wykazywać się odpowiedzialnością i rozważnością bardziej niż ich rówieśnicy. Luca - wysłany z misją przez samego papieża przemierzał kraj, nie wiedząc dokąd zmierza i co lub kogo spotka na swojej drodze. Izolda, zdradzona przez brata, który odebrał jej cały majątek i zmusił do życia w ubóstwie, nie mogła odnaleźć się w nowej sytuacji. Musiała uporać się zarówno z utratą ukochanego ojca, jak i pozycji w społeczeństwie.
            Los postanowił złączyć tych dwoje. Początkowo jako wrogów, później jako towarzyszy i przyjaciół. Razem mogli stawiać czoło kolejnym zagadkom, bo "Odmieniec" ma w sobie także coś z powieści sensacyjnej. Razem z bohaterami poznajemy kolejne fakty i próbujemy rozwiać tajemnice. A ponieważ nasz bohater ma wiele z Sherlocka Holmesa, dochodzenia nigdy nie są nudne i przynoszą czytelnikom wiele emocji. Autorka umiejętnie dozuje akcję, trzymając czytelnika w stałej niepewności co do kolejnych wydarzeń.
            Philippa pokazała mi zupełnie nowy świat. Pełen niebezpieczeństw i tajemnic, ale także wielu dobrych ludzi. Postacie były rzeczywiste i posiadały przykuwające uwagę charaktery. Żaden z nich nie pozostał wobec mnie obojętny. Jednych polubiłam innych nie darzę sympatią. Jednak ilekroć słyszę imię któregoś z nich kojarzą mi się konkretne zachowania i cechy, indywidualne dla każdego z nich. Czasami mam wrażenie, że ich znam. Że są autentycznymi osobami. I może tak jest?

            Bez względu na to, czy lubicie historię, czy nie ta książka na pewno wam się spodoba. Jest wciągająca i ciekawa. Przeniesiecie się do piętnastowiecznych Włoch. Odwiedzicie średniowieczne klasztory i zamki. Poznacie wielu ciekawych ludzi. Spróbujecie rozwiązać zagadki przeszłości, które nawet dzisiaj nie są do końca pewne. Szczególnie polecam tę książkę kobietom, którym nieobojętne są prawa kobiet. Z pewnością polubicie niepokorną Iszrak, która często w wesoły ale stanowczy sposób zaznacza swoją wartość. Często będziecie miały ochotę najzwyczajniej przybić jej piątkę, tak jak wielu innym postaciom. Tak jak ja.

niedziela, 6 października 2013

"Jutro 5" John Marsden

            Często słyszymy o toczących się gdzieś na świecie konfliktach zbrojnych, o wojnach które dawno temu zmieniły życie naszych dziadków. Czasami zastanawiamy sie nad tym głębiej, a czasami nie. Czy myśleliście jednak kiedyś, że coś takiego mogłoby się zdarzyć teraz, na Waszych oczach, zmieniając Wasze życie? Ellie, Fi, Homer i Lee nie muszą sobie tego wyobrażać. Od kiedy nieznany najeźdźca zaatakował ich kraj, ich życie całkowicie się zmieniło. A wojna wcale nie ma się ku końcowi. Mimo, że zrobili już wiele, nadal nie mogą pozwolić sobie na odpoczynek. Teraz podejmują się większych i ważniejszych rzeczy, walczą z co raz silniejszym wrogiem. Jednak walczą także z samymi sobą. Ze strachem, zwątpieniem i zmęczeniem. Kto wygra tę walkę? Czy bohaterom i teraz uda się umknąć śmierci, która czai sie na każdym kroku?
            Z pewnością wielu z Was czytało już wspaniałe książki Johna Marsdena. Nie?! W takim razie jak najszybciej bierzcie się za czytanie. "Gorączka" to już piąta część, tych zaskakujących opowieści o nastolatkach z Australii. Wojna trwa juz od roku i zaczyna się robić co raz goręcej...
            Ja z pewnością dostawałam gorączki podczas czytania tej książki. Chwilami nie mogłam usiedzieć w miejscu, bo emocje były po prostu zbyt duże. Z niecierpliwością, niepewnością i strachem, poznawałam kolejne karty tej historii. Ta przygoda była dla mnie niezwykle zaskakująca, wciągająca, ale także dająca do myślenia. Przeczytałam ją w jeden dzień, ale kolejny także należał do niej. Długo nie mogłam wyrzucić z głowy makabrycznych obrazów i pesymistycznych myśli. Bo ta wojna staje się jeszcze brutalniejsza. A ja razem z bohaterami muszę sobie z tym radzić i często zadaję sobie pytanie: zabić i przeżyć, czy oszczędzić i drżeć o własne życie?
            Takie momenty zdarzały mi się często. Bohaterowie nie zawsze oszczędzali. A ja zwykle się z nimi nie zgadzałam. Ale to właśnie to lubię w tej książce. Jej szczerość do bólu. To, że czasami wręcz chciałam odwrócić wzrok od toczących się scen. Ale również to, że po prostu nie mogłam. Nie mogłam się zdobyć na odwrócenie wzroku. Czytałam dalej, wpatrzona, przestraszona, niezdolna do żadnej reakcji. Czasami jedynie otwierałam oczy szerzej ze zdziwienia. Ale pokochałam to. Pokochałam każdą, nawet najbardziej odrażającą i zaskakującą chwilę.
            Pokochałam także bohaterów. Tych młodych, odważnych ludzi, którzy poświęcali wszystko, swoją młodość i zdrowie, a czasami życie, by przeciwstawić się najeźdźcy. Za to, że mieli w sobie siłę by walczyć, kiedy wszyscy inni juz dawno się poddali. Czasami miałam wrażenie, że jestem tam razem z nimi. Nie jednak, by walczyć, ale aby uczyć się od nich i podążać ich śladem. Stali się dla mnie prawdziwymi herosami. Bez nadnaturalnych mocy, a z ogromną odwagą, uporem i patriotyzmem.

            Zaręczam Wam, że nie pożałujecie przeczytania tej książki. Nie ważne czy macie lat dziesięć, czy dwadzieścia, powinniście po nią sięgnąć. Seria "Jutro" wymyka się wszystkim kategoriom. Nie jest podobna do niczego, co ostatnio czytaliście. Wzruszająca, przerażająca i wciągająca. Jednocześnie szczera i niewyobrażalna w prawdziwym życiu. Przeczytacie ją z zapartym tchem i nigdy nie będziecie mieli dość.

wtorek, 1 października 2013

Podsumowanie września

Wróciła szkoła, więc wrześniowe zdobycze nie są okazałe, jako że nie liczę podręczników szkolnych, repetytorium, ćwiczeń, atlasów, zbiorów zadań, których w tym miesiącu zdecydowanie za dużo. To, co udało mi się kupić lub wymienić w tym miesiącu prezentuję poniżej.

Od lewej:
- "Król złodziei" Cornelia Funke - książka jeszcze niedawno bardzo popularna, jako że ukazało się jej drugie wydanie,
- "Morza szept" Patricia Schroder - kolejny hit blogosfery, morska powieść o przepięknej okładce,
- "Na zawsze" Alyson Noel - szósta i ostatnia część znanej serii "Nieśmiertelni",
- "Nostalgia anioła" Alice Sebold - znana za sprawą filmu z Saoirse Ronan w roli głównej, nikomu raczej nie trzeba przybliżać tematyki.

Jak widać w tym miesiącu same znane powieści. Stos mały, aż niepodobny do moich poprzednich. Mam jednak nadzieję odrobić sobie ten wrzesień na Targach Książki w Krakowie, które odbędą się w październiku i na które z pewnością się wybiorę. Już nie mogę się doczekać!
Przy okazji chciałabym Wam podziękować, ponieważ dzięki Wam wrzesień jednak był rekordowy: odwiedziliście mojego bloga aż 233 razy! Był to jak dotąd największy wynik, który Wam całkowicie zawdzięczam. Mam nadzieję, że niedługo go pobijemy. Teraz będzie to łatwiejsze jako że w końcu założyłam odpowiednie konto Google +. Możecie więc na bieżąco śledzić kolejne wpisy. Wystarczy dodać bloga do obserwowanych, do czego oczywiście zachęcam :)
Pozdrawiam serdecznie!

"Sophie" Guy Burt

Od razu chciałabym przeprosić za brak obecności, niestety szkoła wróciła już nieubłaganie i nie daje o sobie zapomnieć. Dzisiaj chcę Wam trochę wynagrodzić, więc pojawią się dwa posty. Postaram się w najbliższy weekend znaleźć jakoś czas :)

            Pewnej burzliwej nocy do opuszczonego domu o oknach zabitych deskami Matthew przyprowadza swoją starszą o dwa lata siostrę. Tutaj się wychowali, tutaj upłynęło ich na pozór szczęśliwe dzieciństwo. Teraz Sophie siedzi pod ścianą związana, Matthew zaś wspomina przeszłość, stawia pytania, nie na każde jednak otrzymuje odpowiedź. Czytelnik z wolna odkrywa jego obsesyjną miłość do siostry, poznaje dręczące go demony. Aż do zaskakującego finału...
            Taki opis można przeczytać na okładce powyższej książki. Zaintrygował Was? Bo mnie bardzo i właśnie dlatego po nią sięgnęłam. "Sophie" to naprawdę intrygująca książka. Czytając, można odnieść wrażenie, że to nudnawa opowiastka obyczajowa, ale tuż pod powierzchnią wyczuwa się zapowiedź jakiejś niespodzianki. Ciągłe niedopowiedzenia i zmiana narracji, sprawia, że czytelnik wciąż nie może się niczego spodziewać. Akcja przeskakuje i wydaje się być całkowicie nie chronologiczna, czytając "Sophie" trzeba być czujnym, bo każdy najmniejszy szczegół jest tutaj na wagę złota...
            W tej książce przeplatają się różne wydarzenia, uczucia i domysły. Nawet nie wiadomo kiedy, czytelnik zostaje wpleciony w ten wir i również staje się cichym uczestnikiem wydarzeń. Choć z pozoru dzieje się niewiele, siedząc razem z bohaterami w opuszczonym domu przez całą noc, poznajemy niemal całe dzieciństwo Sophie i Matthew. Ich najmłodsze lata zdominowała siostra. Zastępowała chłopcu matkę, organizowała wszystkie zabawy i życie. Podziwiał ją i zarazem się jej bał. Odczuwał przed nią cichy respekt i stale próbował rozszyfrować jej dziwne zachowania. On także miał swoje sekrety. Mimowolnie uczył się od niej pewnych zachowań i doskonalił sztukę oszukiwania. Po pewnym czasie i ona nie znała już go, jakim był naprawdę. Jej także ukazywał inną siebie wersję. Był w tym bardzo dobry, uczył się przecież od mistrza.
            Sophie była bardzo dojrzała jak na swój wiek. Często inteligencją przewyższała wielu dorosłych. Umiejętnie ukrywała jednak swoje zdolności, by nie zwracać na siebie uwagi. Wszystko miała dokładnie zaplanowane, po najmniejszy szczegół. Nic nie miało prawa pójść nie po jej myśli. Z czasem i mnie ona zaintrygowała. Mimo wszystko nie mogłam odgadnąć jej zamiarów. Była postacią tajemniczą, budzącą równocześnie zaciekawienie i strach. Cóś w jej zachowaniu kazało się zatrzymać i zastanowić nad każdym słowem, które prawie zawsze miało inne znaczenie i odkrywało o niej bardzo wiele.
            "Sophie" pełna jest tajemniczych postaci. Mimo przeczytania książki, co do wielu wciąż mam mieszane uczucia. Trudno jest jednoznacznie stwierdzić, kto był ofiarą, a kto oprawcą. Wielu jest i jednym i drugim, ale o tym możemy przekonać się dopiero po pewnym czasie.  Wszyscy jednak skupiali na sobie uwagę i skłaniali do przemyśleń. O rodzinie i jej roli w naszym życiu, o dorastaniu i różnych jego formach.

            Jest to książka z pewnością intrygująca i nie dająca o sobie zapomnieć. Myślę, że żeby ją dobrze zrozumieć nie wystarczy przeczytać ją raz. Jest pełna ukrytych podtekstów, na które na początku nie zwraca się uwagi, a które mają ogromne znaczenie, by zrozumieć całość. "Nie szkodzi, czasu mamy dość. Mów Sophie."

niedziela, 22 września 2013

"Żelazny król" Julie Kagawa

            Meghan Chase ma szesnaście lat. A raczej będzie miała tyle za niecałe dwadzieścia cztery godziny. Z niecierpliwością wyczekuje tego dnia, sądząc, że jej życie się wtedy zmieni. No wiecie, zakocha się z wzajemnością, będzie królową szkoły, a jej życie będzie po prostu idealne. Niestety rzeczywistość jest bardziej brutalna, a Meghan nadal ma w szkole status "wieśniary". Jej życie mimo wszystko jednak się zmieni. Dziewczyna będzie musiała udać się na dwór elfów i do krainy magii, która wcale nie wygląda jak ta z bajek, a mityczne stwory zwykle nie mają dobrych intencji. Aby wypełnić swoją misję Meghan, musi przemierzyć tę przerażającą krainę, mając za przewodnika jedynie samolubnego kota.
            "Żelazny król" sprawił mi naprawdę wiele radości. Od dawna chciałam go przeczytać, więc gdy tylko trafił w moje ręce, od razu wzięłam się do czytania. Skończenie tej książki nie zajęło mi dużo czasu, bo czyta się ją bardzo szybko i naprawdę wciąga.
            Przede wszystkim podobał mi się magiczny świat wykreowany przez autorkę. Od razu widać było, że jest ona osobą kochającą czytać, bo sposób w jaki go przedstawiła - powoli umierającego miejsca przez brak wyobraźni u ludzi - cechuje czytelników z zamiłowania, którzy ubolewają nad spadkiem poziomu czytelnictwa. Ja także należę do tego typu osób, więc od razu znalazłam z autorką wspólny język. Mimo, że z baśni już dawno wyrosłam, a szczególnie tych, że tak powiem, tradycyjnych - z elfami, trollami, goblinami - to ta powieść bardzo mi się podobała i pokochałam każdą chwilę spędzoną w Nigdynigdy. Jest to kraina pełna tajemnic i sekretnych, zaskakujących miejsc, do której mimo wszystko chętnie bym się udała. Każdy jej zakamarek ma w sobie coś pięknego. Zarówno kolorowe, pełne życia ogrody Letniego Dworu, jak i mroźne, wyrafinowanie piękne lasy Zimowego Dworu. Podobnie jak główna bohaterka, byłam całkowicie zachwycona tym światem, ale w przeciwieństwie do niej z chęcią bym tam pozostała, z dala od szarej rzeczywistości.
            Także istoty tam mieszkające nie były nudne. Podczas czytania często powodowały na mojej twarzy uśmiech i bardzo szybko je polubiłam. Zarówno tych złych i dobrych. W każdym z nich było coś intrygującego, coś co przyciągało moją uwagę. Jedyną postacią, która nie przypadła mi do gustu, jest niestety główna bohaterka. Zaczynam myśleć, że może cierpię na coś w rodzaju awersji do głównych bohaterek. Nie wiem, czym dokładnie mi podpadła, ale mimo wszystko coś mi w tej Meghan nie pasowało. Po pierwsze była okropnie samolubna. Nie będę tutaj przytaczać przykładów, ale było ich wiele. Czasami miałam ochotę wziąć ten jej jaskrawo pomarańczowy plecaczek i dać jej nim w głowę.
            Wracając do pozytywów, to muszę przyznać, że bardzo podoba mi się okładka "Żelaznego króla". Jest jednocześnie delikatna i tajemnicza. Od razu przykuwa wzrok. Warto skusić się na ten chwyt, bo ta powieść naprawdę warta jest zarówno pieniędzy, jak i czasu. Zabierze Was w zupełnie nowy świat, którego nie będziecie chcieli opuszczać. Przez tę książkę znowu zaczniecie wierzyć, że magia istnieje. Bo co, jeśli wszystkie historie są prawdziwe? Może rzeczywiście żyjemy w świecie pełnym magicznych istot, nawet o tym nie wiedząc, które manipulują nami i wykorzystują do własnych, niecnych celów? Bardzo chcę w to wierzyć i dlatego jak najszybciej sięgnę po kolejną część, by znów przenieść się do Nigdynigdy, gdzie czas płynie inaczej, a nasze problemy nie istnieją...

sobota, 21 września 2013

"Zawładnięci" Elana Johnson

            Violet żyje w Dobrych Ziemiach, gdzie na każdym kroku jest obserwowana przez nowoczesne identyfikatory i skanery. Władzę sprawują tam Ci-Od-Myślenia, którzy narzucają ludziom odpowiednie myśli i zachowania, a zadaniem obywateli jest jedynie podporządkować się do zasad i nie zadawać zbędnych pytań. Violet, która w dzieciństwie straciła ojca, a później matkę, zaczyna myśleć po swojemu. Razem ze swoim wieloletnim przyjacielem Zenem przestają stosować się do zasad i któregoś razu zostają przyłapani na gorącym uczynku. Chłopak, należący do Sił Specjalnych, unika zabrania do aresztu, ale Violet trafia do więzienia. Poznaje tam Jaga, buntownika ze Złych Ziem. Zostają razem skazani na przeniesienie do Wolności, stolicy dyrektoriatu. Postanawiają uciec, jednak z jakiegoś powodu władzom bardzo zależy na Violet i nie pozwolą jej tak łatwo zbiec. Ta wyprawa będzie dla niej o tyle trudniejsza, że będzie musiała odrzucić stare przyzwyczajenia i uprzedzenia oraz dokonać wielu wyborów. Czy dla miłości warto jest poświęcić wszystko?
            Jednym słowem o "Zawładniętych": WOW. Prawie wszystko mi się w tej książce podoba. Mam tylko kilka małych zastrzeżeń. Po pierwsze tłumaczenie. Pewnie ci z was, którym zdarza się czytać po angielsku rozumieją, co oznacza określenie 'babe'. Przyznaję, że nie mam pomysłu jak je przetłumaczyć na język polski, jednak użyte w książce "dziecino" po prostu mi nie pasowało. Po drugie pod koniec powieści wszystko się trochę pogmatwało i chwilami nie miałam pojęcia, co się dzieje.
            Jak już mówiłam, niewiele rzeczy mi sie nie podobało, więc teraz mogę przejść do mojej ulubionej części, czyli pozytywów. Po pierwsze - zakończenie. Sama nie wiem, co dokładnie czuję. Z jednej strony było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Po przeczytaniu go na chwilę zaniemówiłam, potem błagałam żeby się okazało, że ta książka ma kontynuację. Gdy w końcu do mnie dotarło, że jednak nie, nie mogłam sie otrząsnąć. Ponure myśli chodziły za mną jeszcze przez cały dzień. Myślę, że jego fenomen tkwi w tym, że było takie bezpośrednie, autorka nie próbowała sprawić, żeby wszystko było nienaturalnie idealne. Było tak jak pewnie stałoby się w prawdziwym życiu. Bez happy end'ów. Bez zbędnych łez. Po prostu sucha, bezwzględna rzeczywistość. Niestety. Nie chcę wam psuć czytania tej książki (co, mam nadzieję, zrobicie), ale wystarczy, że powiem, że z takim zakończeniem nie spotkaliście się już dawno. Jest jednocześnie idealne i okropne, daje do myślenia i pozostawia wiele niedopowiedzeń.
            W "Zawładniętych" poruszonych jest kilka ważnych i kontrowersyjnych tematów. Pierwszym z nich jest wolność. Wszyscy się chyba zgadzamy, że jest czymś podstawowym i całkowicie niepodważalnym. Każdy człowiek powinien mieć prawo do własnych myśli, przekonań i postępowania według własnej woli. Zabieranie mu tego jest z pewnością złe. Ale spójrzmy na to z drugiej strony. Co, jeśli zamiast tego wpajane mu są dobre przyzwyczajenia? Jeśli zmusza się go do czynienia dobra? Do miłości wobec bliźnich, do ochrony środowiska, do poszanowania tego, co ma? Jeśli w ten sposób chroni się rodzaj ludzki. Może wtedy zabieranie im tego nie jest tak do końca złe? No właśnie teraz nie jesteśmy już tak do końca pewni. Ale co tak naprawdę oznacza dobro i zło? Czy te określenia naprawdę sie liczą? Czy nie można być równocześnie dobrym i złym? No właśnie. Ta książka stawia czytelnikowi wiele pytań, na które on nie zawsze może lub chce odpowiadać.

            "Zawładnięci" to książka niezwykła. Porusza ważne kwestie, a przy okazji zapewnia długie chwile rozrywki. Z pewnością pokochacie jej bohaterów bez względu na wasz wiek. Nie będziecie mogli się oderwać. To wspaniała lektura zarówno dla fanów akcji jak i wrażliwców.

sobota, 14 września 2013

"Saga księżycowa. Cinder." Marissa Meyer

            Cinder żyje w futurystycznym Nowym Pekinie. Jest cyborgiem o niejasnej przeszłości. Mając jedenaście lat została zaadoptowana przez mężczyznę, który niedługo później umarł, zostawiając ją na pastwę macochy i przybranych sióstr. Jej jedyną przyjaciółką jest domowy android Iko. Dziewczyna zarabia na życie całej rodziny naprawiając roboty i androidy. Jednak za swoje zasługi nie otrzymuje nic poza ciągłym poniżaniem i wyzwiskami. Pewnego dnia w jej warsztacie pojawia się książę Kai - następca tronu. Nawiązuje się pomiędzy nimi więź, która może zagrozić Cinder. Zostanie wciągnięta w trwającą od lat wojnę międzyplanetarną. Jaki będzie jej w tym udział? Czy dziewczyna odkryje kim naprawdę jest?
            "Cinder" to jedna z tych książek, które czekały na mojej półce od dłuższego czasu i nigdy bym nie pomyślała, że mogą mi sprawić tyle radości. Jest to książka naprawdę wciągająca, wymykająca się wszelkim kategoriom. "Cinder" była po prostu cudowna. Nie mogłam się od niej oderwać i zmuszona byłam ją skończyć koło trzeciej nad ranem. Nie była to jedyna zarwana przy tej książce noc.
            Od małego uwielbiam baśnie. To właśnie one, czytane mi przez tatę, wpoiły mi pasję do czytania. Zawdzięczam im wszystko. Między innymi dlatego tak spodobała mi się "Cinder" - bo to nic innego jak "Kopciuszek" kilka stuleci później. Każdy rozdział rozpoczyna fragment wspomnianej baśni, wprowadzając czytelnika w ten melancholijny nastrój. Chyba każdy z nas wzrusza się na myśl o losie Kopciuszka. Wychowała się w rodzinie, która ją poniżała i nienawidziła. Za swoją pracę i dobre serce nie otrzymała nic. Ten opis w pełni odnosi się także do naszej bohaterki, Cinder. Na szczęście ona również spotyka na swej drodze księcia.
            Cinder dostaje się także na bal. Ale tutaj akcja odbiega znacznie od baśni, bo nasz "Kopciuszek" wcale nie przyjeżdża złotą karetą, w pięknej sukni, która zachwyca wszystkich gości. Wręcz przeciwnie, bo życie cyborga nie jest usłane różami. Na szczęście Cinder nie jest też uległą i naiwną dziewczyną. Walczy o swoje i nie poddaje się. Jest dla samej siebie dobrą wróżką. Dlatego właśnie ta powieść nie jest jak wszystkie inne. Na każdej stronie można wyczuć niepokorny charakter Cinder, jej upór i spryt. Czytelnik z ciekawością poznaje jej losy, które często bywają śmieszne, czasami przyprawiające o gęsią skórkę, jednak nigdy nie nudzą.

            Jeśli powyższe argumenty jeszcze was nie przekonały do sięgnięcia po tę powieść, powiem jeszcze, że "Cinder" zaskoczy was zupełnie nowym światem, zaskakującymi wydarzeniami i zwrotami akcji. Przeniesiecie się do ogromnie plastycznej rzeczywistości Nowego Pekinu, gdzie na każdym kroku grozi zainfekowanie się groźną chorobą. Może wy tez się zarazicie. Będzie chorobliwie wyczekiwać kolejnej części i myśleć jedynie o "Cinder". Czytanie jej to wspaniała podróż zarówno do przyszłości jak i do czasów naszego dzieciństwa. Ogromnie wciągająca. Równocześnie nowatorska i dobrze nam znana. Naprawdę polecam.