poniedziałek, 11 listopada 2013

"Portrety ze słów" Sergiusz Torwan

            Poznajcie Zenka, Anielę, Aleksandra, Maksa, profesora Mitryngę i bezimiennego funkcjonariusza SB. Zenek jest bezdomnym inteligentem. Jego życie toczy się gdzieś na peryferiach cywilizowanego świata, wśród znalezionego w śmietnikach jedzenia i książek. Jest także Aniela, stara panna, która nie może zrozumieć, dlaczego ludzie wyrzucają naprawdę przydatne rzeczy. Zbiera je więc, bo może kiedyś się przydadzą, tak jak worek z pieniędzmi, pozostawiony przez nią na "później". Aleksander to stary wilk morski, na zmianę bohater i zdrajca Związku Radzieckiego.  Maks planuje ostatni napad, marzy mu się emerytura. Mitrynga to profesor o dwóch twarzach, weteran walk polsko-ukraińskich i ceniony mędrzec, który musi zmierzyć się ze swoją przeszłością. Aż w końcu szpicel z II wojny światowej, przed którym nie ma już żadnej przeszłości.
            "Portrety ze słów" to zbiór sześciu opowieści. Sergiusz Torwan prezentuje nam tutaj galerię sugestywnych postaci. Autor kreuje każdą z nich z niezwykłym pietyzmem, nic nie jest u niego przypadkowe. Umiejętnie posługuje się sarkazmem i cynizmem. W niektórych momentach powściąga emocje, aby skupić naszą uwagę. Nie wchodzi w bezpośrednie reakcje z bohaterami, traktuje ich chłodno, z odległości studiuje zachowania i ocenia. Z rzadka wplata swoje cyniczne komentarze, jednak w większości przypadków to nam pozostawia rolę komentatorów. Zmusza nas do oceny postaci i niczego nam nie ułatwia.
            Pokazuje nam, jak trudna potrafi być walka z przeszłością, że czasem po prostu nie możemy od niej uciec. Nieważne jak szybko byśmy uciekali i jak starannie zacierali swoje ślady i tak prędzej, czy później nas dopadnie. I nie będzie pytać o ostatnie życzenia, a tym bardziej o jakiekolwiek wytłumaczenia. Każdy z nas jest kowalem własnego losu i całkowicie za niego odpowiada. Musimy mieć świadomość, że wszystko, co zrobimy będzie zapamiętane, a niektórzy ludzie potrafią niezwykle długo chować urazę.
            Autor obraca się tu także w czasach powojennych i pokomunistycznych, kiedy nie wszystkie grzechy zostały jeszcze odpuszczone. Dawne krzywdy nie zostały wybaczone, a uprzedzenia- zapomniane. Niektórych rzeczy nie da się odkręcić i po prostu o nich zapomnieć. Tak samo jak nie można ukryć niektórych cech charakteru i całkowicie porzucić dawnych przyzwyczajeń. Możemy próbować ją ukryć, ale prędzej czy później wyjdzie na wierzch i zniszczy cały nasz skrzętnie przygotowywany kamuflaż. W pewnym momencie życia z niektórych ludzi uwalnia się dawna bestia. Przez wiele lat uśpiona, ale wciąż czujna, czekała na chwilę, by znów się uaktywnić. Mam wrażenie, że autor chce nam udowodnić, że ludzie tak naprawdę nie mogą się zmienić. Możemy próbować; udawać kogoś, kim nie jesteśmy, ale tak naprawdę na dłuższą metę nie możemy oszukać samych siebie.

            Myślę, że to jest właśnie głównym, dość pesymistycznym, przesłaniem Sergiusza Torwana: że ludzie nie mogą się zmienić. Powoli, jednak konsekwentnie, odbiera nam jakiekolwiek wątpliwości. Ukazuje przed nami prawdziwą naturę człowieka. Istoty egoistycznej, zawistnej, pamiętliwe i żądnej zemsty. Autor ostro krytykuje także tych, którzy darowali sobie życie. Przestali się starać, już nie żyją, a wegetują. Potępia ludzkie wady, jednak zdaje sobie sprawę, że tacy już po prostu jesteśmy. Niedoskonali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz