Wszystko zaczyna się w
XIV wieku w Londynie. Młodziutka arystokratka Seraphina na balu maskowym
poznaje Cyrusa – młodego syna alchemika, który imponuje dziewczynie. Jest nim
zafascynowana. Podczas ich rozmowy dochodzi do wypadku. Aby uratować Seraphinę
Cyrus podaje jej eliksir, dzięki któremu staje się nieśmiertelna. Jednak cena,
jaką musi za to zapłacić jest większa niż kiedykolwiek mogła przypuszczać.
Zmuszona przez wieki trwać przy despotycznym ukochanym, Seraphina zaczyna
tęsknić za zwykłym życiem. Gdy dostaje szansę na nowe życie, ryzykuje wszystko.
Ale Cyrus nie pozwoli jej odejść…
„Miłość alchemika” interesowała mnie już od dawna. Na
początku zafascynowałam się, mimo wszystko, okładką, która, trzeba przyznać,
jest magiczna. Tak wiem – „nie ocenia się książki po okładce”, ale jednak
„reklama dźwignią handlu”. A okładka spełnia swoje zadanie bez zarzutów,
przyciągając wzrok potencjalnego czytelnika. Po przeczytaniu opisu mój apetyt
na tę pozycję wzrósł jeszcze bardziej. Pomyślałam, że muszę ją mieć. Zawiodłam
się jednak. „Miłość alchemika” okazała się jedynie powieleniem innych książek z
tego gatunku. Obecność alchemii od razu skojarzyła mi się z „Ever” – popularną
serią Alyson Noel. Mój głód nowych motywów w powieściach paranormal romance nie
został więc zaspokojony.
Nie było to jedyne rozczarowanie. Drugim okazał się styl
pisarki. Nie porywa czytelnika. Chwilami sceny, normalnie budzące dużo emocji,
tutaj niestety nudziły. Akcja biegła bardzo wolno, nie odczuwało się także
większego zaangażowania w wydarzenia. Bohaterzy wykreowani przez autorkę
również nie zasługują na dobre słowa. Postacie były płaskie, jednowymiarowe.
Nie wzbudzali żadnych uczuć, zarówno tych złych, jak i dobrych. Pozostawałam
wobec nich po prostu obojętna.
Po osobie żyjącej od ponad 600 lat, będącej świadkiem
wielu wydarzeń i znającym wielu ludzi spodziewałam się innego podejścia do
wielu spraw. Tutaj wiek Seraphiny odzwierciedlał się jedynie umiłowaniem do
antyków i dobrą grą w szachy. Bohaterka jest naiwna i bardziej przypomina
niedojrzałe dziecko niż doświadczoną istotę, jaką powinna być po tych 600
latach. Autorka nie była także konsekwentna. Podobno Seraphina nie miała
zielonego pojęcia o życiu współczesnych nastolatków, a jednak chwilami o tym
zapominałam, gdyż jej zachowanie na to zupełnie nie wskazywało.
O raczej „macoszym” podejściu do tematu może także
świadczyć objętość książki. Spodziewałam się większego rozbudowania wątków, a
otrzymałam jedynie niecałe 300 stron nijakiej powieści.
Ogólnie rzecz biorąc, książka okazała się wielkim
rozczarowaniem. Moim zdaniem, była to jedynie strata zarówno pieniędzy, jak i
czasu. Nie polecam.
_________________________________________________________________________________A wy - czytaliście, czy jeszcze nie? Jakie jest Wasze zdanie?
PS Ostatnio trochę odpuściłam i zrobiłam sobie zaległości na blogu, ale pracuję nad tym i niedługo w ramach nadrabiania pojawi się tu jeszcze 10 recenzji. Tak wiem, nie są to małe zaległości, ale dam radę :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz