17 kwietnia 1874 roku w Edynburgu, w najzimniejszy dzień
świata, rodzi się chłopiec. Jack ma zamarznięte serce i jedynie dzięki pomocy
Doktor Madeleine wychodzi z tego cało. Kobieta wstawiła mu zegar z kukułką, by
podtrzymać pracę małego organu dziecka. Dorasta ze świadomością, że nie może
sobie pozwolić na silne uczucia i musi unikać zakochania się. Jednak kiedy w
dniu swoich dziesiątych urodzin po raz pierwszy odwiedza miasto, spotyka małą
śpiewaczkę. Jest zauroczony głosem i urodą dziewczynki. Obiera sobie za cel
zdobycie jej. Ta droga nie będzie jednak łatwa. Spotka się z nietolerancją
rówieśników, odrzuceniem i stratą. By odnaleźć miłość swojego życia będzie
musiał przemierzyć Europę i zmierzyć się z rywalem o serce ukochanej. Wszystko
to w akompaniamencie cichego tik – tak…
Wszystko zachęcało mnie do przeczytania tej książki. Od
interesującego opisu po przepiękną okładkę. Kiedy w końcu trafiła w moje ręce
niezwłocznie wzięłam ją do rąk. Rozczarowałam się. Naprawdę się rozczarowałam,
bo historia, którą otrzymałam, była po prostu nijaka. Sam pomysł był naprawdę
ciekawy. Ta opowieść mogłaby mnie nawet zauroczyć, gdyby nie sposób w jaki
została opisana. Autor całkowicie nie potrafił wzbudzić we mnie jakichkolwiek
emocji. Bohaterowie i wydarzenia byli nijacy. Pod koniec chciałam po prostu jak
najszybciej skończyć, żeby tylko mieć to już za sobą.
A historia miała potencjał. Człowiek w poszukiwaniu
szczęścia. Pogoń za marzeniami. To mogłoby być piękne. Powstałby twór podobny
do „Małego księcia”. A ta powieść nie zasługuje nawet żeby ją do tego poematu
przyrównywać. Wszystko tutaj było nie tak. Miała to być „baśń dla dorosłych” a
jedynym co zalicza ją do literatury dla dorosłych jest obecność kilku scen nieprzeznaczonych
dla dzieci. Aspekt przesłania ją do tego nie zalicza. Nie mogę nawet
powiedzieć, że mi się nie podobała. Nie wzbudziła we mnie żadnych emocji, poza
frustracją, że wydałam na nią pieniądze.
Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu można by
powiedzieć, że w sumie dużo się działo. Przecież książka opisuje prawie całe
życie Jacka. Jednak czytając nie odczuwało się tego, co jest dziwne, ponieważ
akcja bardzo się dłużyła. To zaledwie niecałe 150 stron, a opisano na nich całe
życie małego Jacka, wszystko się dłużyło i wiele rzeczy były tak pogmatwanych,
że chwilami nie nadążałam kiedy wydarzenia mają miejsce. Jak to wszystko naraz
możliwe? Nie wiem. Dla mnie również stanowi to zagadkę. Wracając do
pogmatwanych faktów, w pewnym momencie dowiadujemy się, że Jack ma trzydzieści
lat, z czego my mogliśmy się spodziewać, że około osiemnastu. Autor nie był ani
trochę konsekwentny, przez co odbiór książki był jeszcze trudniejszy.
„Mechanizm serca” był dla mnie ogromnym rozczarowaniem i
stratą pieniędzy (stratą czasu na szczęście mniej, bo książka była dość krótka
– chociaż tyle). Niby jakieś tam nauki są, wiele mądrości jest tam wplecionych
między wierszami, jednak jest to zrobione nieumiejętnie i zupełnie do mnie nie
przemówiło. Książki nie polecam, chyba że ktoś chce jej użyć jedynie jako
ozdobę, bo tę rolę spełni wzorowo (okładka jest przepiękna, aż szkoda, że zdobi
tak marną książkę).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz