niedziela, 28 lipca 2013

Recenzja "Mechanizm serca" Mathias Malzieu

            17 kwietnia 1874 roku w Edynburgu, w najzimniejszy dzień świata, rodzi się chłopiec. Jack ma zamarznięte serce i jedynie dzięki pomocy Doktor Madeleine wychodzi z tego cało. Kobieta wstawiła mu zegar z kukułką, by podtrzymać pracę małego organu dziecka. Dorasta ze świadomością, że nie może sobie pozwolić na silne uczucia i musi unikać zakochania się. Jednak kiedy w dniu swoich dziesiątych urodzin po raz pierwszy odwiedza miasto, spotyka małą śpiewaczkę. Jest zauroczony głosem i urodą dziewczynki. Obiera sobie za cel zdobycie jej. Ta droga nie będzie jednak łatwa. Spotka się z nietolerancją rówieśników, odrzuceniem i stratą. By odnaleźć miłość swojego życia będzie musiał przemierzyć Europę i zmierzyć się z rywalem o serce ukochanej. Wszystko to w akompaniamencie cichego tik – tak…
            Wszystko zachęcało mnie do przeczytania tej książki. Od interesującego opisu po przepiękną okładkę. Kiedy w końcu trafiła w moje ręce niezwłocznie wzięłam ją do rąk. Rozczarowałam się. Naprawdę się rozczarowałam, bo historia, którą otrzymałam, była po prostu nijaka. Sam pomysł był naprawdę ciekawy. Ta opowieść mogłaby mnie nawet zauroczyć, gdyby nie sposób w jaki została opisana. Autor całkowicie nie potrafił wzbudzić we mnie jakichkolwiek emocji. Bohaterowie i wydarzenia byli nijacy. Pod koniec chciałam po prostu jak najszybciej skończyć, żeby tylko mieć to już za sobą.
            A historia miała potencjał. Człowiek w poszukiwaniu szczęścia. Pogoń za marzeniami. To mogłoby być piękne. Powstałby twór podobny do „Małego księcia”. A ta powieść nie zasługuje nawet żeby ją do tego poematu przyrównywać. Wszystko tutaj było nie tak. Miała to być „baśń dla dorosłych” a jedynym co zalicza ją do literatury dla dorosłych jest obecność kilku scen nieprzeznaczonych dla dzieci. Aspekt przesłania ją do tego nie zalicza. Nie mogę nawet powiedzieć, że mi się nie podobała. Nie wzbudziła we mnie żadnych emocji, poza frustracją, że wydałam na nią pieniądze.
            Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu można by powiedzieć, że w sumie dużo się działo. Przecież książka opisuje prawie całe życie Jacka. Jednak czytając nie odczuwało się tego, co jest dziwne, ponieważ akcja bardzo się dłużyła. To zaledwie niecałe 150 stron, a opisano na nich całe życie małego Jacka, wszystko się dłużyło i wiele rzeczy były tak pogmatwanych, że chwilami nie nadążałam kiedy wydarzenia mają miejsce. Jak to wszystko naraz możliwe? Nie wiem. Dla mnie również stanowi to zagadkę. Wracając do pogmatwanych faktów, w pewnym momencie dowiadujemy się, że Jack ma trzydzieści lat, z czego my mogliśmy się spodziewać, że około osiemnastu. Autor nie był ani trochę konsekwentny, przez co odbiór książki był jeszcze trudniejszy.

            „Mechanizm serca” był dla mnie ogromnym rozczarowaniem i stratą pieniędzy (stratą czasu na szczęście mniej, bo książka była dość krótka – chociaż tyle). Niby jakieś tam nauki są, wiele mądrości jest tam wplecionych między wierszami, jednak jest to zrobione nieumiejętnie i zupełnie do mnie nie przemówiło. Książki nie polecam, chyba że ktoś chce jej użyć jedynie jako ozdobę, bo tę rolę spełni wzorowo (okładka jest przepiękna, aż szkoda, że zdobi tak marną książkę).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz