poniedziałek, 29 lipca 2013

"Pocztówka z Toronto" Dariusz Rekosz

Recenzja krótka jak sama książka. Nie sądzę by odpowiednie było rozpisywanie się nad nią bardziej niż autor nad pewnymi wątkami.         
Monika jest uczennicą trzeciej klasy gimnazjum w małym mieście. W jej rodzinie nie układa się dobrze, bo od śmierci ojca matka i córka nie mają pieniędzy. Robią, co mogą, ale jest co raz gorzej. Na początku roku do klasy Moniki trafia nowy chłopak, Dominik. Przeniesiony ze szkoły w Warszawie od razu przyciąga uwagę innych uczniów. Gdy pomiędzy nim a przyjaciółką Moniki, Mrówką zaczyna iskrzyć okazuje się, że chłopak ma dużo pieniędzy i nie szczędzi ich na drogie rozrywki. Monika od początku czuła, że z nowym jest coś nie tak. Czy dziewczyna da się wplątać w nielegalne interesy?
            „Pocztówka z Toronto” to nic innego jak lekka i krótka książeczka na zabicie nudy. Muszę przyznać, że nie lubię czytać powieści polskich autorów. Chociaż to zdanie niedawno trochę uległo zmianie po odkryciu twórczości Katarzyny Bereniki Miszczuk czy Jakuba Ćwieka, tak przy autorach takich jak pan Rekosz to uprzedzenie powraca.
            Jak większość nastolatek lubię czasami poczytać coś o swoich rówieśnikach, ich problemach i życiu. Jednak ta pozycja nie przypadła mi do gustu. Wydaje mi się, że historia była naiwna i płytka. Może gdyby była dłuższa zdołałabym mieć inne zdanie na jej temat, ale rzeczywista postać nie przypadła mi do gustu. To prawda, że tematy podjęte przez autora były jak najbardziej na czasie, mimo to jakoś nie mogłam się przekonać.
Myślę, że autor za bardzo starał się naśladować współczesny slang młodzieżowy, a może po prostu ja się takim nie posługuję, w każdym razie mi się to nie podobało. Niektóre wyrażenia, między innymi: gegra, informa itd. źle wpływały na odbiór powieści. Słownictwo było przerysowane, wiejskie i całkowicie nie na miejscu. To jasne, że młodzi ludzie nie mówią w taki sposób jak dorośli, ale bez przesady. Tutaj to się aż rzucało w oczy.

Nie mogę powiedzieć, że książka mi się nie podobała. Nie wywołała u mnie po prostu większych uczuć. Myślę, że ostatnio przyzwyczaiłam się już do powieści na wyższym poziomie niż ten, który reprezentuje „Pocztówka z Toronto”. Najbardziej zdziwił mnie jednak fakt, że ostatnio dużo się o tej książce mówiło. Nie wiem z jakiego powodu. Książka króciutka i lekka dosłownie na kilka godzin. Ot, taka odskocznia od czegoś ambitniejszego, przerywnik (przerywniczek). Jeśli lubicie takie klimaty to proszę bardzo, ale ja się na to nie piszę.

A ktoś z Was czytał? Co o niej myślicie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz