Eve jest ładna, popularna, mieszka we wspaniałej
rezydencji w Hamptons, kocha zakupy i designerskie ciuchy. Jej jedynymi
problemami są limit na karcie kredytowej lub złamany paznokieć. To się jednak
zmieni. Eve właśnie zaczyna liceum, w którym pojawia się dwóch przystojnych
chłopaków. Obaj przyciągają uwagę Eve. Luke – młody syn pastora, zmienia
dziewczyny jak rękawiczki. Mal – tajemniczy i małomówny przyciąga uwagę jak
magnes. Niestety w mieście zaczyna się roić od demonów, a kolejni mieszkańcy
trafiają do zakładów psychiatrycznych. Jedyną osobą zdolną powstrzymać zło jest
Eve. Czy poradzi sobie z zadaniem?
„Cienie” to debiut literacki Amy Meredith. Z opisu na
okładce dowiedziałam się, że książka odniosła duży sukces zarówno w Wielkiej
Brytanii, jak i za oceanem. W Polsce również została przyjęta z entuzjazmem i
dość często o niej słyszałam. Postanowiłam więc się z nią zapoznać. Muszę
przyznać, że spodziewałam się dość wiele. Niestety zawiodłam się.
Zarówno historia, jak i główna bohaterka są niezwykle
naiwne. Dziewczyna nie mierzy wyżej niż do kilkunastocentymetrowych butów na
obcasie. Jedyne, o czym potrafi rozmawiać to moda, zakupy, wygląd itd. Wydawała
mi się bardzo nudną postacią, tym bardziej, że
osobiście niezbyt lubię zakupy i nie skupiam się na wyglądzie. Nie
potrafiłam się więc z bohaterkami utożsamić. Bardzo naciągana wydała mi się
także reakcja Eve na to, co odkryła (nie chcę mówić co, gdyby ktoś z was chciał
przeczytać). Kto normalny by się nie zdziwił, z początku nie dowierzał, był w szoku. Ale nasza bohaterka przyjęła to
w zupełnie odwrotny sposób. Wcale nie wydawała się zaszokowana, jakby to, czego
się o sobie dowiedziała było całkowicie normalne. Już samo to mnie negatywnie
zaskoczyło. Równie zadziwiające było dla mnie to, że bohaterowie w osądzie
sytuacji posługiwali się faktami z programu w Disney Channel. Kto normalny
bierze takie rzeczy na serio?! To już było bardzo naciągane.
Po drugie, sama historia, mimo że przykuwa uwagę, nie
jest zbyt wysokich lotów. Wydarzenia są dość przewidywalne. Jedynym, co mogę
ocenić na plus, jest odrobina mroku, którą mogłam odczuć. W niektórych chwilach
czułam coś w rodzaju niepokoju i grozy. Były to niestety chwile rzadkie i
bardzo krótkie. Wszystko musiało się przecież skończyć dobrze. Prawda? Trudno
mi wytknąć jeszcze jedną rzecz bez zdradzania fabuły. Powiem tylko tyle, że aby
użyć swojej siły, Eve musiała odczuwać silne emocje, takie jak złość, zazdrość.
Nie jest to chyba niespodzianką, że w każdej takiej sytuacji tak się właśnie
działo. Nasza bohaterka zawsze znajdywała najgłupszy i najnaiwniejszy powód do
tych odczuć. Potrafiła na przykład zezłościć się na chłopaka, że naigrywał się
z jej dbałości o wyglad. (?!)
Książka „Cienie” to nic innego jak lekka lekturka dla
młodszych i mniej wymagających czytelniczek. Dla tych starszych stanowi jedynie
nic nieznaczący przerywnik. Muszę także dodać, że bardzo nie podobało mi się
tłumaczenie. Miałam wrażenie, że zrobiła to osoba niedoświadczona, nie mająca o
tym najmniejszego pojęcia. Niektóre wyrażenia były przetłumaczone niemal
dosłownie, mimo że w języku polskim takich zwrotów się nie używa. Moim zdaniem
niedopuszczalne jest także używanie takich słów jak np.: chłopacy. Kilkakrotnie
się ono tutaj pojawiało, za każdym razem wywołując na mojej twarzy grymas.
Wbrew
temu, co wynika z mojej recenzji, książka nie jest tragiczna. Po prostu dla
osoby, która choć chwilę zastanowi się nad tą książką, te niedociągnięcia
zmienią odczucia na temat lektury. Podczas czytania można na niektóre rzeczy
przymknąć oko. Dlatego też książka ta stanowi, jak już mówiłam, nic innego jak
przerywnik. Na wolne, niedzielne popołudnie w sam raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz