niedziela, 17 listopada 2013

"Świat według reportera. USA." Piotr Kraśko

            Piotr Kraśko to znany wszystkim prezenter i dziennikarz telewizyjny. Jest on autorem wielu książek dotyczących konkretnych wydarzeń ze świata lub kraju, a także jego podróży. Seria "Świat według reportera" to seria książek (książeczek) stanowiących zapis jego wizyt na różnych kontynentach.
            Wcześniej użyłam słowa "książeczki" a to z powodu ich niewielkiej objętości - format raczej kieszonkowy, nie przekraczają stu stron. Jak dla mnie to ogromny minus, choć dla osób, które nie lubią się zaczytywać może to być znaczne ułatwienie. Nie do końca można to także nazwać książką podróżniczą. Jest to raczej zapis anegdot i ciekawostek, o tyle ciekawszych od tych, które można znaleźć w internecie, że opisuje je chwilami dość subiektywnie, na bazie własnych doświadczeń a nie suchych faktów. Dowodzi to, że traktuje swój zawód bardzo poważnie, bo bycie dziennikarzem to nie tylko pisanie reportaży, wywiadów, czy uśmiechanie się do kamer, jak to niektórzy uważają. Dziennikarstwo to raczej sposób na życie. Jeśli chcesz być w tym naprawdę dobry musisz dać z siebie wszystko.
            Myślę, że tak właśnie robi Kraśko. Dużo podróżuje i swoje wiadomości wzbogaca realną wiedzą i świadomością. Poznaje miejsca i ludzi, prawdy szuka u źródeł. Rozmawia z ludźmi bezpośrednio zaangażowanymi w sprawy, poznaje ich sposób widzenia problemów. Z powyższej książki dowiedziałam się wiele na temat Stanów Zjednoczonych, choć to raczej zbyt szerokie określenie, bo pan Piotr jedynie "muska" ten rozległy temat. Podczas czytania książki miałam okazję poznać trochę bliżej mentalność mieszkańców Teksasu, dowiedzieć się kilka cennych rzeczy na temat więzienia w Guantanamo, historii voodoo i katastrofie w Nowym Orleanie.
            W pewien sposób użyte na okładce stwierdzenie, że dzięki tej książce poznacie "Amerykę, jakiej nie znajdziecie w przewodnikach" jest prawdziwe. Bo to po prostu nie jest przewodnik. Jak juz mówiłam to zbiór jego myśli i odczuć na temat tego miejsca. To także duża dawka historii. Dziennikarz przytacza wiele faktów historycznych, przywołuje ciekawostki o kilku prezydentach USA, zaznajamia nas z historią voodoo i wprowadza nas w postęp prac przy budowie ogromnego pomnika Szalonego Konia. Dowiecie się także o mało znanym wkładzie Indian w wynik wojny secesyjnej, ranczu George'a Busha w Teksasie i usługach jakie oferują rządowe samoloty i Secret Service. Poznacie także Megan - dobrze trzymającą się staruszkę, które świetnie radzi sobie z rewolwerem i nie stroni od szczerych rozmów.
            Ogólnie rzecz biorąc, "ŚwR. USA" to nie kompletny niewypał, ale też nie do końca to, czego się spodziewałam. Jednak zawód spotkał mnie gdy zobaczyłam zamieszczone w powyższej pozycji zdjęcia. To bardzo obniżyło moją ocenę - żadne zdjęcie nie było zrobione przez ekipę Piotra Kraśki, a już tym bardziej przez niego samego. Czasami miałam wręcz wrażenie, że niektóre z nich mogłabym znaleźć w internecie. Może nie jest to książka podróżnicza, ale myślę, że zdjęcia byłyby dowodem jego autentycznego uczestnictwa w opisanych wydarzeniach. Tutaj jednak zamieszczone zdjęcia odebrałam raczej jako sposób na sztuczne zapełnienie stron, bo gdyby odjąć od tych 94 strony ze zdjęciami wyszłoby tego naprawdę niewiele.

            Pomijając ten niefortunny aspekt, przyznaję, że to godna uwagi pozycja. Raczej dla osób chcących mieć nie tylko wiadomości turystyczne o kraju, ale także znać kilka ciekawostek i mieć pojęcie o jego historii. W tym celu ta książka sprawdza się naprawdę dobrze. Myślę, że łatwo byłoby się domyślić, że autorem książki jest mężczyzna. W przeciwieństwie do książek pisanych przez kobiety nie jest to zapis ich przeżyć z wizyty w danym kraju a zbiór faktów i ciekawostek - typowe, praktyczne, męskie podejście do tematu. Aspektem, który z pewnością przyciąga jest cena, w przeciwieństwie do większości książek na rynku, których jest często bardzo wysoka, tutaj mamy przystępną kwotę, która, moim zdaniem, idealnie oddaje rzeczywistą wartość pozycji.

I jeszcze małe ogłoszenie parafialne: jak widać w tym tygodniu tylko jedna recenzja, a to dlatego, że w szkole zwariowali, w tym tygodniu mam dwie olimpiady i cały weekend spędziłam w książkach :/ Jak wiecie, zapowiedziałam konkurs, kiedy liczba wyświetleń osiągnie 1000 wejść. Mam nadzieję, że stanie się to już w tym tygodniu, ale konkurs rozpocznie się dopiero za tydzień. 
To chyba tyle na dziś, pozdrawiam serdecznie! :)

poniedziałek, 11 listopada 2013

"Portrety ze słów" Sergiusz Torwan

            Poznajcie Zenka, Anielę, Aleksandra, Maksa, profesora Mitryngę i bezimiennego funkcjonariusza SB. Zenek jest bezdomnym inteligentem. Jego życie toczy się gdzieś na peryferiach cywilizowanego świata, wśród znalezionego w śmietnikach jedzenia i książek. Jest także Aniela, stara panna, która nie może zrozumieć, dlaczego ludzie wyrzucają naprawdę przydatne rzeczy. Zbiera je więc, bo może kiedyś się przydadzą, tak jak worek z pieniędzmi, pozostawiony przez nią na "później". Aleksander to stary wilk morski, na zmianę bohater i zdrajca Związku Radzieckiego.  Maks planuje ostatni napad, marzy mu się emerytura. Mitrynga to profesor o dwóch twarzach, weteran walk polsko-ukraińskich i ceniony mędrzec, który musi zmierzyć się ze swoją przeszłością. Aż w końcu szpicel z II wojny światowej, przed którym nie ma już żadnej przeszłości.
            "Portrety ze słów" to zbiór sześciu opowieści. Sergiusz Torwan prezentuje nam tutaj galerię sugestywnych postaci. Autor kreuje każdą z nich z niezwykłym pietyzmem, nic nie jest u niego przypadkowe. Umiejętnie posługuje się sarkazmem i cynizmem. W niektórych momentach powściąga emocje, aby skupić naszą uwagę. Nie wchodzi w bezpośrednie reakcje z bohaterami, traktuje ich chłodno, z odległości studiuje zachowania i ocenia. Z rzadka wplata swoje cyniczne komentarze, jednak w większości przypadków to nam pozostawia rolę komentatorów. Zmusza nas do oceny postaci i niczego nam nie ułatwia.
            Pokazuje nam, jak trudna potrafi być walka z przeszłością, że czasem po prostu nie możemy od niej uciec. Nieważne jak szybko byśmy uciekali i jak starannie zacierali swoje ślady i tak prędzej, czy później nas dopadnie. I nie będzie pytać o ostatnie życzenia, a tym bardziej o jakiekolwiek wytłumaczenia. Każdy z nas jest kowalem własnego losu i całkowicie za niego odpowiada. Musimy mieć świadomość, że wszystko, co zrobimy będzie zapamiętane, a niektórzy ludzie potrafią niezwykle długo chować urazę.
            Autor obraca się tu także w czasach powojennych i pokomunistycznych, kiedy nie wszystkie grzechy zostały jeszcze odpuszczone. Dawne krzywdy nie zostały wybaczone, a uprzedzenia- zapomniane. Niektórych rzeczy nie da się odkręcić i po prostu o nich zapomnieć. Tak samo jak nie można ukryć niektórych cech charakteru i całkowicie porzucić dawnych przyzwyczajeń. Możemy próbować ją ukryć, ale prędzej czy później wyjdzie na wierzch i zniszczy cały nasz skrzętnie przygotowywany kamuflaż. W pewnym momencie życia z niektórych ludzi uwalnia się dawna bestia. Przez wiele lat uśpiona, ale wciąż czujna, czekała na chwilę, by znów się uaktywnić. Mam wrażenie, że autor chce nam udowodnić, że ludzie tak naprawdę nie mogą się zmienić. Możemy próbować; udawać kogoś, kim nie jesteśmy, ale tak naprawdę na dłuższą metę nie możemy oszukać samych siebie.

            Myślę, że to jest właśnie głównym, dość pesymistycznym, przesłaniem Sergiusza Torwana: że ludzie nie mogą się zmienić. Powoli, jednak konsekwentnie, odbiera nam jakiekolwiek wątpliwości. Ukazuje przed nami prawdziwą naturę człowieka. Istoty egoistycznej, zawistnej, pamiętliwe i żądnej zemsty. Autor ostro krytykuje także tych, którzy darowali sobie życie. Przestali się starać, już nie żyją, a wegetują. Potępia ludzkie wady, jednak zdaje sobie sprawę, że tacy już po prostu jesteśmy. Niedoskonali.

niedziela, 10 listopada 2013

"BZRK" Michael Grant

            Wraz z rozwojem nanotechnologii zaczynają pojawiać się różne pomysły na jej wykorzystywanie. Są tacy, którzy chcą ją wykorzystać, by na świecie nie było wojen, zazdrości i nienawiści. Według nich cała populacja miałaby być jednym wielkim organizmem. By to osiągnąć, chcą manipulować ludzkimi umysłami, zabrać im wolną wolę. Są też tacy, którzy chcą bronić wolności. Te dwie grupy walczą o dominację nad technologią. Jednak nie jest to typowa walka, bo toczy się ona w nas. Bezpośrednio w naszym mózgu. Ofiarami stają się zwykli ludzie, mający posłużyć jedynie za pola bitew. Gdy w wyniku manipulacji ginie Grey McLure i jego syn - właściciel i następca firmy dysponującej nanotechnologią, Sadie McLure staje się ostatnią spadkobierczynią fortuny. Noah jest niczym niewyróżniającym się nastolatkiem, z ubogiej londyńskiej rodziny. Jego starszy brat w dziwnych okolicznościach trafił do zakładu psychiatrycznego. Oboje trafiają do tajnej organizacji BZRK, która próbuje powstrzymać dążenia do opanowania umysłów ludzi. Oboje będą musieli poświęcić swoje życie, by osiągnąć cel. Razem zawalczą o wolność i zemstę. Czy uda im się zachować zdrowy rozsądek nawet w ciemnych i przerażających czeluściach bebechów?
            "BZRK" to książka z pewnością nietypowa. Jest pełna mroku i akcji, nie pozwala o sobie zapomnieć. Brałam się za nią raczej z niechęcią, bo to w sumie nie mój ulubiony gatunek, ale w trakcie mnie do siebie przekonała. Wprost nie mogłam sie oderwać. Jednak czasami miałam ochotę odwrócić wzrok.
            Ta książka z pewnością nie jest przeznaczona dla ludzi o słabych nerwach. Pełno w niej scen dość drastycznych. Grant zabiera nas tu bowiem na pole bitwy. I to nie byle jakie, bo do bebechów. Czyli do naszego wnętrza. Często występujące opisy naszych narządów, mogą być nie lada gratką dla fanów biologii. Choć i laicy, jak na przykład ja, będą zaciekawieni. Bo widok ludzkich oczu, uszu, mózgu, czy skóry z poziomu pyłku kurzu jest po prostu fascynujący. Tę fascynację mogłam także wyczuć u pisarza. Były to opisy osoby, którą te sprawy naprawdę interesują. Jego entuzjazm udzielał się także mnie, dlatego na każdą wizytę we wnętrznościach czekałam z niecierpliwością. Jednak jak już mówiłam, czasami nie były to przyjemne opisy. Czasami były to widoki nużeńców, roztoczy i gigantycznych rozmiarów pcheł. Brr. Ale drastycznych scen nie brakowało także poza bebechami. Te były chyba nawet bardziej sugestywne i odrażające. Sceny topiących się ciał, odcinanych kończyn, czy krwawych strzelanin były tu dość częstym widokiem.
            Nie lubicie takich klimatów? Nie zrażajcie się, ja też nie jestem ich fanką, a mimo wszystko ta książka przypadła mi do gustu. Bo mimo wszystko głównym elementem nie były walki i strzelaniny. "BZRK" to oprócz tego książka pełna pytań i niekonwencjonalnych odpowiedzi. Pytań o wolność, o sposoby dążenia do niej, o granice naszej moralności. Bohaterowie zadawali je sobie, a każde z nich dawało nam inną odpowiedź. Jedni uważali, że wolność jest wartością nadrzędną i warto dla niej zrobić wszystko. Nie zawahali się zabić, kiedy mieli taką możliwość. Z zimną krwią unosili pistolet i po prostu strzelali. Wiele ludzkich żyć nie miało dla nich większego znaczenia, byli po prostu kolejnym krokiem w drodze ku wygranej. Innym zabijanie nie przychodziło z taką łatwością. Często przed każdą akcją musieli stoczyć nawet trudniejszą walkę- z samymi sobą. Czy mieli prawo, by decydować o czyimś życiu; oceniać, kiedy sami nie byli idealni?
            "BZRK" jest także pełne cynizmu i ironii. Bohaterowie są niezwykle wyraziści, a ich kwestie często powodowały mój uśmiech. Potrafili zawalczyć o swoje i nie pozwalali sobą manipulować. Mieli swoje dziwactwa i odchyły, ale także dumę i własne cele. To wszystko składało się na ich barwne charaktery, które z fascynacją odkrywałam. Zmieniali się na moich oczach i teraz wielu z nich mogę przyporządkować konkretne cechy. Znam ich bardzo dobrze, ale wiem, że nadal mogą mnie czymś zaskoczyć.

            I z pewnością to zrobią. Dlatego nie mogę się już doczekać kolejnej części. Wprost uwielbiam ten wzrost adrenaliny przy każdym zwrocie akcji; każde skrzywienie przy kolejnym morderstwie i burzę mózgów, kiedy szukam dobrego rozwiązania. "BZRK" zdecydowanie polecam i ostrzegam: naprawdę wciąga.

niedziela, 3 listopada 2013

Akcja Zaksiążkuj nazwę bloga! i zapowiedź konkursu :)

Zaksiążkuj nazwę bloga! to blogowa akcja, która jakiś czas temu pojawiła się w blogosferze. Zaciekawiła mnie więc biorę się za księgowanie. TAG: Zaksiążkuj nazwę bloga!
Zasady:
Dobierz książkę do każdej litery nazwy twojego bloga. Jaką? Taką, która zapadła ci w pamięć, ulubioną, znienawidzoną, co tylko przyjdzie ci do głowy.
Nazwa mojego bloga: Restless soul
No to do dzieła! :)

R Raven's Gate - "Krucze wrota" niezwykle wciągająca opowieść, którą czytałam już bardzo dawno, ale mam ochotę niedługo odświeżyć. Polecam!
E Enklawa - postapokaliptyczny thriller, zapadła mi w pamięć, a wkrótce wezmę się za drugą część: "Patrol"
S Szeptem - powieść młodzieżowa z wątkiem kryminalnym, wciągająca i zaskakująca, moja recenzja tutaj
T The Fault in Our Stars - moja naj, naj, naj <3 nikomu już jej chyba nie trzeba przedstawiać, po prostu cudowna! moja recenzja tutaj
L Legenda - seria, którą bardzo chcę przeczytać; pierwsza część, "Rebeliant" pojawiła się w moim październikowym stosie, co oznacza, że niedługo będę mogła ją przeczytać
E Ever pierwsza część serii, którą czytałam już dość dawno temu, niedługo przeczytam trzecią część :)
S Shatter me - "Dotyk Julii" była pierwsza i to nawet dwa razy: pierwsza recenzja, jaka pojawiła się na tym blogu i jedna z pierwszych, jakie przeczytałam w całości po angielsku
S Shiver - "Drżenie" nie mogłam jej pominąć, jedna z moich najukochańszych, ale co dziwne nie mam jej w swojej biblioteczce, ani nie czytałam jej kontynuacji, tę czytałam już około trzech razy. Muszę to zmienić!

S Saga księżycowa - (zdecydowanie za dużo tych "s" :)) na razie przeczytałam jedynie część pierwszą, ale wkrótce biorę się za kolejną, już wiem, że będzie dobra, recenzja "Cinder" tutaj
O Olśnienie - kiedyś bardzo chciałam ją przeczytać, zachwyciła mnie opisem, okładką... a potem ją przeczytałam i czar prysł :/ a szkoda
U Ulisses More - seria książek, którymi zaczytywałam się jeszcze jakieś 4/5 lat temu, dobrze je wspominam 
L Lustrzane odbicie - książka, która czeka na mojej półce już od dłuższego czasu, ponieważ jest zbyt długa jak na rok szkolny, od autorki "Żony podróżnika w czasie" (recenzja tutaj) -książki, którą naprawdę pokochałam :)

To by było na tyle w tym tygodniu, niestety. Czas wracać do szarej rzeczywistości. Ale zanim to nastąpi chciałam Wam przekazać, że gdy dobijemy do 1000 wyświetleń, odbędzie się konkurs! Jeszcze nie wiem, co będzie nagrodą, ale z pewnością będzie to jakaś ciekawa książka z mojej biblioteczki :) A więc do dzieła i do zobaczenia za tydzień!


"Anna i pocałunek w Paryżu" Stephanie Perkins

            Anna jest typową nastolatką - ma najlepszą przyjaciółkę Bridge, fajną pracę i przystojnego chłopaka na oku. Nietypowe jest jednak to, że jej ojcem jest sławny James Ashley - poczytny autor rzewnych powieści dla kobiet, sprzedawanych w milionach egzemplarzy. Anna nie darzy go wielką sympatią, ale to jeszcze nic gdy ten postanawia wysłać córkę na rok do Paryża. Samą. Dziewczyna wcale nie cieszy się na wyjazd do najromantyczniejszego miasta na świecie i już nie może doczekać się końca roku szkolnego, kiedy jej "kara" się skończy. W Amerykańskiej Szkole w Paryżu poznaje jednak grupę przyjaciół, wśród których jest St. Clair - przystojny, brytyjsko-paryski chłopak, w którym podkochuje się cała szkoła. Jest tylko jeden problem. Jest zajęty. Anna, nie chcąc stracić przyjaciół, walczy z kiełkującym uczuciem, ale nie jest to takie proste. Czy dziewczyna podda się przyciąganiu i doczeka się wymarzonego pocałunku?
            Długo zwlekałam z tą książką, zniechęcona różnymi opiniami. Czekała na mnie już od maja i w końcu postanowiłam mieć ją za sobą. Jak wielkie spotkało mnie zaskoczenie, możecie się zaraz przekonać. W moim odczuciu nie była to kolejna rzewna opowiastka dla nastolatków, a naprawdę godna polecenia powieść. Muszę jednak przyznać, że z początku nie byłam na jej punkcie tak pozytywnie nastawiona. Mój stosunek do niej zmieniał się podobnie jak Anny do Paryża. Z początku broniłam się jak mogłam, potem żałowałam, że to już koniec. Bo kto normalny nie chciałby mieszkać w Paryżu?!
            W ogromnym, pięknym, tajemniczym i romantycznym Paryżu. Mieście miłości. Gdzie wszystko się może zdarzyć, a marzenia się spełniają. Nadal mam wrażenie, że brałam w tym udział. Że rok szkoły spędziłam w tym cudownym mieście. Często zdarza mi się zapominać, że nie doświadczyłam tego na własnej skórze. Przeżycie było tak autentyczne, że całkowicie się w nim zatraciłam. Straciłam rachubę czasu i zdecydowanie za szybko skończyłam czytać. Perkins zabrała mnie w niezapomnianą podróż ulicami Paryża. Zabrała mnie do maleńkich kin w Dzielnicy Łacińskiej, na spacer po Ogrodach Luksemburskich, na zwiedzanie Panteonu (wytłumaczyła mi, co to naprawdę jest) i wspięła się ze mną na szczyt Notre Dame. Zaprosiła mnie na kolację do małych kawiarenek i poczęstowała tradycyjnym francuskim jedzeniem. Było pysznie! Zawdzięczam jej jedno: teraz naprawdę chcę tam jechać.
            Ale także przez nią mam bardzo wygórowane oczekiwania, co do tego co lub kogo tam spotkam. Bo teraz liczę na Etienna! Słodkiego, pewnego siebie, zabawnego i przystojnego Etienna. A co jeśli go  nie spotkam? Nieładnie, pani Perkins, tak rozkochiwać w nim czytelniczki, a potem nam go odbierać i sprawiać, że nie możemy do niego nawet nikogo porównać. Autorka wspaniale wykreowała wszystkie postaci, tak że teraz mam wrażenie że ich też osobiście poznałam. Skończyłam z nimi przygodę, ale nadal tęsknię za żartami Josha, nieśmiałą bliskością Rashmi i chocolat chaud  Mer. Tęsknię za nimi wszystkimi. najbardziej jednak brakuje mi ich poczucia humoru. Szczerze mówiąc, chyba nigdy nie czytałam takiej książki jak ta. Zdarzało mi się wybuchać niekontrolowanym śmiechem w niespodziewanych sytuacjach, robić dziwne miny do postaci i śmiać się z nimi w głos. Ta książka pełna jest ich inteligentnych i śmiesznych dialogów i długo nie daje o sobie zapomnieć.
            Ale nie jest to jedynie lekka lektura na jedno popołudnie. Oprócz chwil śmiechu są także chwile smutku i refleksji. Nad naszymi zachowaniami i decyzjami, których często żałujemy i których się wstydzimy. Bohaterowie nie byli jedynie roześmianymi, beztroskimi nastolatkami. Każde z nich miało swoje wady i dokonywało złych wyborów. Ale również to według mnie jest zaleta tej książki. Bohaterowie nie są jednowymiarowi i zdecydowanie nie są idealni.

            Czy mówiłam juz jak bardzo kocham tę książkę? Po przeczytaniu ostatniego zdania miałam już ochotę wrócić do pierwszego. Zacząć jeszcze raz. Przeżyć to jeszcze raz. Na razie jednak tego nie robię a próbuję Was przekonać do pierwszego. Możecie być pewni, że tego nie pożałujecie. Przy okazji nauczycie się kilku przydatnych słówek, czyli bardzo przyjemne z pożytecznym. Chcecie zobaczyć Paryż, ale nie bardzo macie czas i środki? Nic prostszego! Po prostu sięgnijcie po tę książkę.

sobota, 2 listopada 2013

Podsumowanie października

Jak ten czas szybko leci! Dopiero co zaczynał się rok szkolny, a tu już mamy listopad. Niestety na razie mam mało czasu na czytanie, więc i mniej dzieje się na blogu, za co przepraszam. W zeszłym tygodniu byłam tak zaaferowana Targami Książki, że na blogu nie było nic. Przygotowałam nawet post, ale nie było kiedy go wstawić. Zrobię to jeszcze dzisiaj lub jutro.
Wracając do Targów: atmosfera była naprawdę czadowa. Udało mi się kupić kilka ciekawych książek w naprawdę okazyjnych cenach i wymienić wiele książek. Umiejscowienie targów było zdecydowanie gorsze, było ciasno, duszno i gorąco. Wracając do pozytywów, oto, co udało mi się zebrać w tym miesiącu:

Po prawej, czyli książki z wymiany "Drugie życie książki" całkowicie przypadkowe wybory, więc nie wiem nawet co o nich powiedzieć. Zobaczymy, jak przeczytamy :) :
- "The shell seekers" Rosamunde Pilcher
- "The cradle will fall" Mary Higgins Clark
- "The other side of the story" Marian Keyes
- "Shade" Neil Jordan

Po lewej, czyli moje nowiusieńkie perełki (większość):
- "Dowód" Eben Alexander - niedawno zrobiła trochę zamieszania wśród czytelników, teraz ja będę miała okazję zobaczyć o co chodzi
- "Beta" Rachel Cohn - już od dawna miałam na nią ochotę, na Targach kupiłam o 50% taniej :)
- "Michael Vey. Więzień celi 25"Richard Paul Evans - podobno coś dla fanów "Gone", sprawdzimy!
- "Gorączka 1" Dee Shulman - niedawno premiera, zobaczę czy warto :)
- "Niewidzialny most" Julie Orringer - bardzo pozytywnie przyjęta przez jej czytelników, już nie mogę się doczekać, kiedy ją przeczytam!
- "Czas żniw" Samantha Shannon - świeżutka i piękna, jakiś czas temu zaciekawiła mnie i stwierdziłam, że muszę ją mieć
- "Woda dla słoni" Sara Gruen - oglądałam film a teraz, niestety w złej kolejności, pora na książkę, ciekawi mnie jak wypadnie przy tym wspaniałym filmie
- "Kiedy byłeś mój" Rebecca Serle - każda dziewczyna ma czasami ochotę na jakiś romans, ja też i mam nadzieję, że ten będzie naprawdę dobry
- "Gdy nadejdzie czas" Susanne Colosanti - typowa młodzieżówka, ale mam nadzieję, że nie zawiedzie mnie całkowicie
- "Trafny wybór" J. K. Rowling - autorki nie trzeba nikomu przedstawiać, mam ochotę zobaczyć, co też ma dla nas po "Harrym"
- "Legenda. Rebeliant." Marie Lu - nie macie pojęcia jak bardzo chciałam ją przeczytać, w końcu mam ją u siebie :)

To by było na tyle dziś. Jutro powrócę z jakąś recenzją, bo dawno już ich tu nie było. Do napisania!