Auden ma najlepsze oceny, właśnie skończyła prestiżowe,
prywatne liceum, a na jesieni zaczyna naukę w jednej z najlepszych uczelni w
kraju. Nie sprawia rodzicom żadnych problemów wychowawczych i jest przez nich traktowana
jak równa. Tak było od zawsze, bo Auden nie miała typowego dzieciństwa. Ominęły
ją beztroskie zabawy, plotkowanie z przyjaciółmi, łamanie rodzicielskich
zakazów, czyli wszystko, co dla nas jest czymś normalnym. Zawsze była dojrzałą
osobą, spędzającą wiele czasu z rodzicami i ich znajomymi - profesorami, ludźmi
oczytanymi i pochodzącymi "z wyższych sfer". W wyniku spontanicznej
decyzji, Auden wyjeżdża na wakacje do ojca i jego nowej rodziny. Poznaje tam
samotnika Eliego, który, w przeciwieństwie do niej, dzieciństwa miał aż za
wiele. Czy długie letnie noce wystarczą by nadrobić stracony czas?
Brzmi ciekawie, nieprawdaż? Też tak myślałam, kiedy
brałam te książkę do rąk. Jednak nie była ona tym, czego oczekiwałam. A mogło
być tak pięknie...
Już nie raz czytaliśmy historie podobne do tej. Młoda
osoba, żyjąca pod presja rodziców, nie znająca prawdziwego życia. Auden, będąc
na wakacjach próbowała przeżyć jeszcze raz swoje dzieciństwo. Nocami robiła rzeczy,
na jakie wcześniej nie miała czasu, odkrywając czym jest beztroska, radość, a
także przyjaźń i miłość. Dowiedziała się także wiele na temat swoich rodziców.
Wcześniej stanowili dla niej wzór, do którego dążyła. Oboje chcieli, by
dziewczyna stała się ich wierną kopią, W pewnym momencie popełniała także ich
błędy. Jednak gdy zaczęła odkrywać inne życie, dostrzegła, że nie są oni
idealni. Byli ludźmi dalekimi od ideałów. Matka, zapatrzona w siebie, patrząca
na innych z góry. Nawet córka, stale dająca z siebie wszystko, była nie dość
dobra. Ojciec - okropny egoista. Skupiał się wyłącznie na sobie, poza tym będąc
także hipokryta. Niestety te cech odziedziczyła po nim Auden.
I tu właśnie zaczynają się minusy. Otóż bohaterka była
straszną egoistką. Nie mogę siebie nazwać, jakoś szczególnie altruistką, ale
jej zachowanie przekraczało granice mojej tolerancji. Heidi, żona ojca Auden,
całymi dniami musiała opiekować się małym dzieckiem, z którym w dodatku nie
umiała sobie poradzić. Była pozostawiona samej sobie, bo Robert był w tym
czasie zajęty pisaniem powieści. Nocami również nie kwapił się do pomocy przy
dziecku, gdyż twierdził, że ma problemy ze snem i jeśli będzie spał mniej niz
dziewięć godzin dziennie nie będzie w stanie funkcjonować. A nasza
wspaniałomyślna Auden, która nie miała nocami nic lepszego do roboty niż snucie
się po mieście bez celu, także nie była w stanie wesprzeć Heidi. A jeśli
zdarzyło się przypadkiem, że musiała w czymś pomóc, sprawiało, że nienawidziła
macochy jeszcze bardziej. W pewnych momentach byłam już naprawdę bliska
odłożenia książki, bo po prostu nie mogłam już wytrzymać monologów Auden.
To jednak nie koniec minusów. Podczas czytania nie mogłam
oprzeć się wrażeniu, że już kiedyś coś takiego czytałam i w końcu skojarzyłam.
"Bezsenność we dwoje" to niemal wierna kopia "Ostatniej
piosenki" Nicholasa Sparksa. Główna bohaterka tak samo jak tam wyjeżdża na
wakacje do małej nadmorskiej miejscowości, by zamieszkać u ojca. Podczas
wakacji również odmienia się jej życie i spojrzenie na świat. Naprawia również
swoje stosunki z rodzicami. Nawet zakończenie ma tę samą formę. Gdy sobie to
uświadomiłam nagle moja ocena powieści radykalnie się pogorszyła. Bo co z tego,
że "Bezsenność we dwoje" wciąga i czyta sie ją naprawdę przyjemnie,
kiedy jest ona powtórzeniem innej historii? No właśnie.
Ogólnie rzecz biorąc jest to książka naprawdę przyjemna i
niezobowiązująca. Czyta się lekko i szybko. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie
ten posmak. Zdecydowanie jest to lektura dla miłośniczek romansów w stylu
Sparksa, ale zdecydowanie nie tych, które czytały "Ostatnią
piosenkę". Sama nie wiem czy polecać, czy nie. Zdecydujcie sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz