poniedziałek, 6 maja 2013

Recenzja "Syrena" Tricii Rayburn

Dzisiaj proponuję recenzję "Syreny" Tricii Rayburn.


Vanessa i Justine Sands co roku wakacje spędzają w nadmorskim miasteczku Winter Harbour. Choć są siostrami stanowią swoje całkowite przeciwieństwo. Justine to dusza towarzystwa, odważna, zabawna, wysportowana, uwielbia ryzyko i sporty ekstremalne. Jesienią zaczyna studia na prestiżowej uczelni. Vanessa  - cicha, rozważna, skryta. Przez większość czasu próbuje opanować swój strach – przed wodą i ciemnością. Od dzieciństwa w najgorszych chwilach pokonać je pomagała jej właśnie Justine.
            Pewnego lata idą nad morze poskakać z urwiska. Vanessa, sparaliżowana strachem pozostaje na górze, ale Justine bez wahania rzuca się w głębię. Nie ma pojęcia, że przypłaci to życiem. Wieczorem, po rodzinnej kłótni wychodzi z domu, by już nigdy do niego nie wrócić. Gdy następnego ranka ciało Justine zostaje znalezione na brzegu w pobliżu urwiska. Wszyscy stwierdzają, że było to samobójstwo. Jedyną osobą, która podważa tę teorię jest Vanessa. Postanawia wrócić do Winter Harbour i na własną rękę dowiedzieć się, co naprawdę się wydarzyło. Tam jednak zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Pogoda szaleje, a policja znajduje coraz więcej martwych mężczyzn wyrzucanych na brzeg z błogimi uśmiechami na zastygłych twarzach… Odpowiedź jaką otrzyma na swoje pytania przekreśli wszystko to, w co do tej pory wierzyła.
            Opis mnie zaintrygował, aczkolwiek odkrywał, moim zdaniem, zbyt wiele co odrobinę popsuło mi czytanie książki. Od razu wiedziałam czego się spodziewać. Postanowiłam dać jednak tej pozycji szansę i nie zawiodłam się. Nie jest to typowa powieść z działu paranormal romance, gdyż wątek miłosny został tu zepchnięty raczej na boczny tor i stanowi tylko tło do powieści, powoli się rozwijając.
            Historia wciąga od pierwszej strony. Pełno w niej tajemnic, mroku. Razem z Vanessą i Simonem szukałam odpowiedzi, zastanawiając się i rozmyślając. Podczas czytania łapałam się na tym, że robiąc coś, nadal myślałam tylko o tym, co będzie się dalej działo.
            Język pani Rayburn jest plastyczny i przystępny, a bohaterzy przez nią wykreowani są realni i normalni – nie są przez nią wyidealizowani, to zwykli ludzie, tacy jak my. Możemy także zobavzyć przemianę Vanessy. Na początku jest raczej nieśmiała, bojaźliwa i skryta. Później widzimy, że te wszystkie zdarzenia zahartowały ją – walczy ze swoimi lękami i uprzedzeniami. Nie spotkamy się tu z długimi opisami, ani naciąganiem, na siłę, akcji. Czyta się to dość szybko.
            Podobał mi się także sposób w jaki autorka opisała mityczne istoty, jakimi są syreny. Różnią się one znacznie od obrazu jaki pozostawał w mojej głowie jeszcze z dziecięcych baśni. Nie brak im wad, a cel jaki im zwykle przyświeca nie jest godny podziwu. Swoją urodę wykorzystują, aby bez skrupułów zdobywać serca kolejnych mężczyzn.
            Podsumowując, „Syrena” to książka godna polecenia. Trzyma w napięciu już od pierwszych stron, pełno w niej tajemnic i mroku, które nadają całemu „śledztwu” nastroju. Jest to książka, którą polecam nie tylko fanom paranormal romance, ale także czytelnikom thrillerów lub powieści kryminalnych z nutą mitologii, baśni i magii.

Czy zainteresowała Was ta pozycja? A może jej treść jest Wam już znana? Podzielcie się ze mną swoimi odczuciami zarówno na temat książki, jak i recenzji :)

2 komentarze:

  1. Słyszałam dużo o tej książce i jestem nią więcej niż zainteresowana! Jest to z pewnością miła odmiana, w końcu syren jako tako jeszcze nie było.
    P.S widzę, że również oglądasz Pamiętniki Wampirów! Jestem wielką fanką tego serialu już od czterech lat. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę oczywiście serdecznie polecam, bardzo miła lektura :)
    A co do TVD to ja również od około czterech lat, ale z przerwami, również na książkę :D a ty czytałaś?

    OdpowiedzUsuń