niedziela, 22 września 2013

"Żelazny król" Julie Kagawa

            Meghan Chase ma szesnaście lat. A raczej będzie miała tyle za niecałe dwadzieścia cztery godziny. Z niecierpliwością wyczekuje tego dnia, sądząc, że jej życie się wtedy zmieni. No wiecie, zakocha się z wzajemnością, będzie królową szkoły, a jej życie będzie po prostu idealne. Niestety rzeczywistość jest bardziej brutalna, a Meghan nadal ma w szkole status "wieśniary". Jej życie mimo wszystko jednak się zmieni. Dziewczyna będzie musiała udać się na dwór elfów i do krainy magii, która wcale nie wygląda jak ta z bajek, a mityczne stwory zwykle nie mają dobrych intencji. Aby wypełnić swoją misję Meghan, musi przemierzyć tę przerażającą krainę, mając za przewodnika jedynie samolubnego kota.
            "Żelazny król" sprawił mi naprawdę wiele radości. Od dawna chciałam go przeczytać, więc gdy tylko trafił w moje ręce, od razu wzięłam się do czytania. Skończenie tej książki nie zajęło mi dużo czasu, bo czyta się ją bardzo szybko i naprawdę wciąga.
            Przede wszystkim podobał mi się magiczny świat wykreowany przez autorkę. Od razu widać było, że jest ona osobą kochającą czytać, bo sposób w jaki go przedstawiła - powoli umierającego miejsca przez brak wyobraźni u ludzi - cechuje czytelników z zamiłowania, którzy ubolewają nad spadkiem poziomu czytelnictwa. Ja także należę do tego typu osób, więc od razu znalazłam z autorką wspólny język. Mimo, że z baśni już dawno wyrosłam, a szczególnie tych, że tak powiem, tradycyjnych - z elfami, trollami, goblinami - to ta powieść bardzo mi się podobała i pokochałam każdą chwilę spędzoną w Nigdynigdy. Jest to kraina pełna tajemnic i sekretnych, zaskakujących miejsc, do której mimo wszystko chętnie bym się udała. Każdy jej zakamarek ma w sobie coś pięknego. Zarówno kolorowe, pełne życia ogrody Letniego Dworu, jak i mroźne, wyrafinowanie piękne lasy Zimowego Dworu. Podobnie jak główna bohaterka, byłam całkowicie zachwycona tym światem, ale w przeciwieństwie do niej z chęcią bym tam pozostała, z dala od szarej rzeczywistości.
            Także istoty tam mieszkające nie były nudne. Podczas czytania często powodowały na mojej twarzy uśmiech i bardzo szybko je polubiłam. Zarówno tych złych i dobrych. W każdym z nich było coś intrygującego, coś co przyciągało moją uwagę. Jedyną postacią, która nie przypadła mi do gustu, jest niestety główna bohaterka. Zaczynam myśleć, że może cierpię na coś w rodzaju awersji do głównych bohaterek. Nie wiem, czym dokładnie mi podpadła, ale mimo wszystko coś mi w tej Meghan nie pasowało. Po pierwsze była okropnie samolubna. Nie będę tutaj przytaczać przykładów, ale było ich wiele. Czasami miałam ochotę wziąć ten jej jaskrawo pomarańczowy plecaczek i dać jej nim w głowę.
            Wracając do pozytywów, to muszę przyznać, że bardzo podoba mi się okładka "Żelaznego króla". Jest jednocześnie delikatna i tajemnicza. Od razu przykuwa wzrok. Warto skusić się na ten chwyt, bo ta powieść naprawdę warta jest zarówno pieniędzy, jak i czasu. Zabierze Was w zupełnie nowy świat, którego nie będziecie chcieli opuszczać. Przez tę książkę znowu zaczniecie wierzyć, że magia istnieje. Bo co, jeśli wszystkie historie są prawdziwe? Może rzeczywiście żyjemy w świecie pełnym magicznych istot, nawet o tym nie wiedząc, które manipulują nami i wykorzystują do własnych, niecnych celów? Bardzo chcę w to wierzyć i dlatego jak najszybciej sięgnę po kolejną część, by znów przenieść się do Nigdynigdy, gdzie czas płynie inaczej, a nasze problemy nie istnieją...

sobota, 21 września 2013

"Zawładnięci" Elana Johnson

            Violet żyje w Dobrych Ziemiach, gdzie na każdym kroku jest obserwowana przez nowoczesne identyfikatory i skanery. Władzę sprawują tam Ci-Od-Myślenia, którzy narzucają ludziom odpowiednie myśli i zachowania, a zadaniem obywateli jest jedynie podporządkować się do zasad i nie zadawać zbędnych pytań. Violet, która w dzieciństwie straciła ojca, a później matkę, zaczyna myśleć po swojemu. Razem ze swoim wieloletnim przyjacielem Zenem przestają stosować się do zasad i któregoś razu zostają przyłapani na gorącym uczynku. Chłopak, należący do Sił Specjalnych, unika zabrania do aresztu, ale Violet trafia do więzienia. Poznaje tam Jaga, buntownika ze Złych Ziem. Zostają razem skazani na przeniesienie do Wolności, stolicy dyrektoriatu. Postanawiają uciec, jednak z jakiegoś powodu władzom bardzo zależy na Violet i nie pozwolą jej tak łatwo zbiec. Ta wyprawa będzie dla niej o tyle trudniejsza, że będzie musiała odrzucić stare przyzwyczajenia i uprzedzenia oraz dokonać wielu wyborów. Czy dla miłości warto jest poświęcić wszystko?
            Jednym słowem o "Zawładniętych": WOW. Prawie wszystko mi się w tej książce podoba. Mam tylko kilka małych zastrzeżeń. Po pierwsze tłumaczenie. Pewnie ci z was, którym zdarza się czytać po angielsku rozumieją, co oznacza określenie 'babe'. Przyznaję, że nie mam pomysłu jak je przetłumaczyć na język polski, jednak użyte w książce "dziecino" po prostu mi nie pasowało. Po drugie pod koniec powieści wszystko się trochę pogmatwało i chwilami nie miałam pojęcia, co się dzieje.
            Jak już mówiłam, niewiele rzeczy mi sie nie podobało, więc teraz mogę przejść do mojej ulubionej części, czyli pozytywów. Po pierwsze - zakończenie. Sama nie wiem, co dokładnie czuję. Z jednej strony było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Po przeczytaniu go na chwilę zaniemówiłam, potem błagałam żeby się okazało, że ta książka ma kontynuację. Gdy w końcu do mnie dotarło, że jednak nie, nie mogłam sie otrząsnąć. Ponure myśli chodziły za mną jeszcze przez cały dzień. Myślę, że jego fenomen tkwi w tym, że było takie bezpośrednie, autorka nie próbowała sprawić, żeby wszystko było nienaturalnie idealne. Było tak jak pewnie stałoby się w prawdziwym życiu. Bez happy end'ów. Bez zbędnych łez. Po prostu sucha, bezwzględna rzeczywistość. Niestety. Nie chcę wam psuć czytania tej książki (co, mam nadzieję, zrobicie), ale wystarczy, że powiem, że z takim zakończeniem nie spotkaliście się już dawno. Jest jednocześnie idealne i okropne, daje do myślenia i pozostawia wiele niedopowiedzeń.
            W "Zawładniętych" poruszonych jest kilka ważnych i kontrowersyjnych tematów. Pierwszym z nich jest wolność. Wszyscy się chyba zgadzamy, że jest czymś podstawowym i całkowicie niepodważalnym. Każdy człowiek powinien mieć prawo do własnych myśli, przekonań i postępowania według własnej woli. Zabieranie mu tego jest z pewnością złe. Ale spójrzmy na to z drugiej strony. Co, jeśli zamiast tego wpajane mu są dobre przyzwyczajenia? Jeśli zmusza się go do czynienia dobra? Do miłości wobec bliźnich, do ochrony środowiska, do poszanowania tego, co ma? Jeśli w ten sposób chroni się rodzaj ludzki. Może wtedy zabieranie im tego nie jest tak do końca złe? No właśnie teraz nie jesteśmy już tak do końca pewni. Ale co tak naprawdę oznacza dobro i zło? Czy te określenia naprawdę sie liczą? Czy nie można być równocześnie dobrym i złym? No właśnie. Ta książka stawia czytelnikowi wiele pytań, na które on nie zawsze może lub chce odpowiadać.

            "Zawładnięci" to książka niezwykła. Porusza ważne kwestie, a przy okazji zapewnia długie chwile rozrywki. Z pewnością pokochacie jej bohaterów bez względu na wasz wiek. Nie będziecie mogli się oderwać. To wspaniała lektura zarówno dla fanów akcji jak i wrażliwców.

sobota, 14 września 2013

"Saga księżycowa. Cinder." Marissa Meyer

            Cinder żyje w futurystycznym Nowym Pekinie. Jest cyborgiem o niejasnej przeszłości. Mając jedenaście lat została zaadoptowana przez mężczyznę, który niedługo później umarł, zostawiając ją na pastwę macochy i przybranych sióstr. Jej jedyną przyjaciółką jest domowy android Iko. Dziewczyna zarabia na życie całej rodziny naprawiając roboty i androidy. Jednak za swoje zasługi nie otrzymuje nic poza ciągłym poniżaniem i wyzwiskami. Pewnego dnia w jej warsztacie pojawia się książę Kai - następca tronu. Nawiązuje się pomiędzy nimi więź, która może zagrozić Cinder. Zostanie wciągnięta w trwającą od lat wojnę międzyplanetarną. Jaki będzie jej w tym udział? Czy dziewczyna odkryje kim naprawdę jest?
            "Cinder" to jedna z tych książek, które czekały na mojej półce od dłuższego czasu i nigdy bym nie pomyślała, że mogą mi sprawić tyle radości. Jest to książka naprawdę wciągająca, wymykająca się wszelkim kategoriom. "Cinder" była po prostu cudowna. Nie mogłam się od niej oderwać i zmuszona byłam ją skończyć koło trzeciej nad ranem. Nie była to jedyna zarwana przy tej książce noc.
            Od małego uwielbiam baśnie. To właśnie one, czytane mi przez tatę, wpoiły mi pasję do czytania. Zawdzięczam im wszystko. Między innymi dlatego tak spodobała mi się "Cinder" - bo to nic innego jak "Kopciuszek" kilka stuleci później. Każdy rozdział rozpoczyna fragment wspomnianej baśni, wprowadzając czytelnika w ten melancholijny nastrój. Chyba każdy z nas wzrusza się na myśl o losie Kopciuszka. Wychowała się w rodzinie, która ją poniżała i nienawidziła. Za swoją pracę i dobre serce nie otrzymała nic. Ten opis w pełni odnosi się także do naszej bohaterki, Cinder. Na szczęście ona również spotyka na swej drodze księcia.
            Cinder dostaje się także na bal. Ale tutaj akcja odbiega znacznie od baśni, bo nasz "Kopciuszek" wcale nie przyjeżdża złotą karetą, w pięknej sukni, która zachwyca wszystkich gości. Wręcz przeciwnie, bo życie cyborga nie jest usłane różami. Na szczęście Cinder nie jest też uległą i naiwną dziewczyną. Walczy o swoje i nie poddaje się. Jest dla samej siebie dobrą wróżką. Dlatego właśnie ta powieść nie jest jak wszystkie inne. Na każdej stronie można wyczuć niepokorny charakter Cinder, jej upór i spryt. Czytelnik z ciekawością poznaje jej losy, które często bywają śmieszne, czasami przyprawiające o gęsią skórkę, jednak nigdy nie nudzą.

            Jeśli powyższe argumenty jeszcze was nie przekonały do sięgnięcia po tę powieść, powiem jeszcze, że "Cinder" zaskoczy was zupełnie nowym światem, zaskakującymi wydarzeniami i zwrotami akcji. Przeniesiecie się do ogromnie plastycznej rzeczywistości Nowego Pekinu, gdzie na każdym kroku grozi zainfekowanie się groźną chorobą. Może wy tez się zarazicie. Będzie chorobliwie wyczekiwać kolejnej części i myśleć jedynie o "Cinder". Czytanie jej to wspaniała podróż zarówno do przyszłości jak i do czasów naszego dzieciństwa. Ogromnie wciągająca. Równocześnie nowatorska i dobrze nam znana. Naprawdę polecam.

niedziela, 8 września 2013

Stos sierpniowy


A oto i wspominany już stos sierpniowy. Z powodów technicznych nie pojawił się wczoraj, ale spróbuję to kiedyś zrekompensować :)
Od góry:
- "Sophie" Guy Burt - książka dość intrygująca i nieprzewidywalna, niedługo z pewnością pojawi się recenzja, jako że jest już prawie przeczytana :)
- "Bez mojej zgody" Jodi Picoult - pierwsza książka tej autorki, którą przeczytam, na razie oglądałam film i już nie mogę się doczekać
- "Miłość w czasach zarazy" Gabriel Garcia Marquez - przyznaję, że kupiona głównie ze względu na niską cenę, na razie w kolejce
- "Kronika ptaka nakręcacza" Haruki Murakami - książka bardzo długa (czyli taka, jakie lubię), opis zachęcający, może być ciekawie :)
- "BZRK" Michael Grant - najnowsza powieść autora znanej serii "GONE" , podobnie jak wielu przede mną, również się na nią skusiłam, mam nadzieję, że warto
- "Zawładnięci" Elana Johnson - książka naprawdę niesamowita, zdecydowanie polecam, a już wkrótce recenzja
- "Żelazny król" Julie Kagawa - kolejna godna polecenia książka, z elementami baśni i legend
- "Córka kata" Oliver Potzsch - w sumie sama nie wiem dlaczego tak chodziła za mną ta książka, niby gatunek nie mój, a jednak zapragnęłam ją przeczytać no cóż zobaczymy, czy warto
- "Charlotte Isabel Hansen" Tore Renberg - ta książka znalazła się u mnie całkowicie przypadkowo, chciałam przeczytać pierwszą część i kupiłam bez zastanowienia tę, teraz czeka na poprzedniczkę :D
- "Świat według reportera. Afryka. USA" Piotr Kraśko - dwie, dość niewielkie książki podróżnicze znanego dziennikarza
"Byle dalej. W 888 dni dookoła świata" Marta Owczarek i Bartek Skowroński - kolejna podróżnicza pozycja, tym razem opowieść o dwojgu pozytywnie zakręconych ludzi
- "Pamiętniki Stefano. Tom 1, 2, 3" L. J. Smith - przy dokumentowaniu mojego stosu przez przypadek pominęłam tę pozycję :D chyba nikomu nie trzeba tego przedstawiać :)

Jak widzicie, mimo kolejnych postanowień o zaprzestaniu kupowania książek, moje stosy nadal mają się dobrze. Sama nie wiem, czy się z tego cieszyć, czy nie.
Dzisiaj mam za sobą jednak kolejne traumatyczne przeżycia, które zmusiły mnie do całkowitego przearanżowania mojej biblioteczki. Mianowicie, jako przykład złośliwości rzeczy nie do końca martwych, jeden z moich okazów nie ucieszył się z obfitego podlania i w zamian za to zalał moje najcenniejsze egzemplarze. W wyniku tego tragicznego wydarzenia, ranny został mój najnowszy tom "Dziedzictwa" Christophera Paoliniego. Książka przeze mnie uwielbiana i ukochana. Mam nadzieję, że wy właśnie zrozumiecie mój ból i stratę.

Na dzisiaj tyle, do usłyszenia (napisania) w przyszły weekend. A dziś zapraszam do zamieszczania Waszych opinii o stosie lub konkretnych książkach.

"Bezsenność we dwoje" Sarah Dessen

            Auden ma najlepsze oceny, właśnie skończyła prestiżowe, prywatne liceum, a na jesieni zaczyna naukę w jednej z najlepszych uczelni w kraju. Nie sprawia rodzicom żadnych problemów wychowawczych i jest przez nich traktowana jak równa. Tak było od zawsze, bo Auden nie miała typowego dzieciństwa. Ominęły ją beztroskie zabawy, plotkowanie z przyjaciółmi, łamanie rodzicielskich zakazów, czyli wszystko, co dla nas jest czymś normalnym. Zawsze była dojrzałą osobą, spędzającą wiele czasu z rodzicami i ich znajomymi - profesorami, ludźmi oczytanymi i pochodzącymi "z wyższych sfer". W wyniku spontanicznej decyzji, Auden wyjeżdża na wakacje do ojca i jego nowej rodziny. Poznaje tam samotnika Eliego, który, w przeciwieństwie do niej, dzieciństwa miał aż za wiele. Czy długie letnie noce wystarczą by nadrobić stracony czas?
            Brzmi ciekawie, nieprawdaż? Też tak myślałam, kiedy brałam te książkę do rąk. Jednak nie była ona tym, czego oczekiwałam. A mogło być tak pięknie...
            Już nie raz czytaliśmy historie podobne do tej. Młoda osoba, żyjąca pod presja rodziców, nie znająca prawdziwego życia. Auden, będąc na wakacjach próbowała przeżyć jeszcze raz swoje dzieciństwo. Nocami robiła rzeczy, na jakie wcześniej nie miała czasu, odkrywając czym jest beztroska, radość, a także przyjaźń i miłość. Dowiedziała się także wiele na temat swoich rodziców. Wcześniej stanowili dla niej wzór, do którego dążyła. Oboje chcieli, by dziewczyna stała się ich wierną kopią, W pewnym momencie popełniała także ich błędy. Jednak gdy zaczęła odkrywać inne życie, dostrzegła, że nie są oni idealni. Byli ludźmi dalekimi od ideałów. Matka, zapatrzona w siebie, patrząca na innych z góry. Nawet córka, stale dająca z siebie wszystko, była nie dość dobra. Ojciec - okropny egoista. Skupiał się wyłącznie na sobie, poza tym będąc także hipokryta. Niestety te cech odziedziczyła po nim Auden.
            I tu właśnie zaczynają się minusy. Otóż bohaterka była straszną egoistką. Nie mogę siebie nazwać, jakoś szczególnie altruistką, ale jej zachowanie przekraczało granice mojej tolerancji. Heidi, żona ojca Auden, całymi dniami musiała opiekować się małym dzieckiem, z którym w dodatku nie umiała sobie poradzić. Była pozostawiona samej sobie, bo Robert był w tym czasie zajęty pisaniem powieści. Nocami również nie kwapił się do pomocy przy dziecku, gdyż twierdził, że ma problemy ze snem i jeśli będzie spał mniej niz dziewięć godzin dziennie nie będzie w stanie funkcjonować. A nasza wspaniałomyślna Auden, która nie miała nocami nic lepszego do roboty niż snucie się po mieście bez celu, także nie była w stanie wesprzeć Heidi. A jeśli zdarzyło się przypadkiem, że musiała w czymś pomóc, sprawiało, że nienawidziła macochy jeszcze bardziej. W pewnych momentach byłam już naprawdę bliska odłożenia książki, bo po prostu nie mogłam już wytrzymać monologów Auden.
            To jednak nie koniec minusów. Podczas czytania nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że już kiedyś coś takiego czytałam i w końcu skojarzyłam. "Bezsenność we dwoje" to niemal wierna kopia "Ostatniej piosenki" Nicholasa Sparksa. Główna bohaterka tak samo jak tam wyjeżdża na wakacje do małej nadmorskiej miejscowości, by zamieszkać u ojca. Podczas wakacji również odmienia się jej życie i spojrzenie na świat. Naprawia również swoje stosunki z rodzicami. Nawet zakończenie ma tę samą formę. Gdy sobie to uświadomiłam nagle moja ocena powieści radykalnie się pogorszyła. Bo co z tego, że "Bezsenność we dwoje" wciąga i czyta sie ją naprawdę przyjemnie, kiedy jest ona powtórzeniem innej historii? No właśnie.

            Ogólnie rzecz biorąc jest to książka naprawdę przyjemna i niezobowiązująca. Czyta się lekko i szybko. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie ten posmak. Zdecydowanie jest to lektura dla miłośniczek romansów w stylu Sparksa, ale zdecydowanie nie tych, które czytały "Ostatnią piosenkę". Sama nie wiem czy polecać, czy nie. Zdecydujcie sami.

czwartek, 5 września 2013

Sprawy porządkowe :D

   Niestety zaczął się już nowy rok szkolny. Dla mnie jest czasem specjalnym, z tego powodu, iż zaczynam właśnie pierwszą klasę liceum. Sami wiecie - nowe twarze, nowi nauczyciele... Z tego powodu zmieni się trochę funkcjonowanie bloga. Posty będę mogła dodawać jedynie podczas weekendów, ale postaram się by były zarówno w sobotę i piątek. Zapraszam więc już jutro, bo jak zauważyliście nie było jeszcze stosu sierpniowego i będę to nadrabiać.
    Mam nadzieję, że mimo wszystko będziecie śledzić posty i z góry Wam za to dziękuję :)